piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział piąty: Kopparberg

Ja, Aidan i Viktoria pozostajemy w żałobie z powodu wiadomego. Znowu. Teraz dopiero można powiedzieć, że Czarny Pan wciąż jest wśród nas...

*
Większość mieszkańców Kopparberg, miasteczka położonego w środkowych rejonach Szwecji, nie miała najmniejszego pojęcia, że co roku w ich bliskim sąsiedztwie odbywa się zlot czarownic i czarodziejów z całego kraju. Podtrzymywaniem takiego stanu rzeczy zajmowały się trzy czarodziejskie rodziny, zamieszkałe tam od pokoleń. Dbali oni, by przybywający w lipcu turyści nie plątali się w zadziwieniu po mugolskich osiedlach. Wciąż jeszcze zdarzało się bowiem, że przybysze, którzy nigdy wcześniej nie uczestniczyli w owym wydarzeniu kulturalnym, zakładali z marszu, że najsłynniejszy w Europie wyścig miotlarski rozpoczyna się w samym miasteczku Kopparberg, podczas gdy tę samą nazwę nosił z niewiadomych powodów sąsiedni, dość rozległy region terytorialny. Zagubieni czarodzieje byli kierowani wiele kilometrów na północ, gdzie w środku lasu rozłożył się różnobarwny obóz.
Jego znaczną część zajmowały rzędy kolorowych namiotów, oferujących turystom szereg atrakcji. Stoiska z pamiątkami ciągnęły się całymi alejkami; pełno tu było najróżniejszych przedmiotów: figurek szwedzkich smoków krótkopyskich, miniaturek mioteł wyścigowych, szarf, kapeluszy, rozetek, a nawet peleryn w szwedzkich barwach narodowych, wikińskich hełmów wykonanych według oryginalnego wzoru, drewnianych i srebrnych masek, które w ciemności mogłyby porządnie przestraszyć, atrap włóczni i mieczy naturalnej wielkości... Odbywały się tu pokazy tańca w ogniu, można też było zamówić miejscowe specjały. Pomiędzy kramami przechadzali się czarodzieje w eleganckich wyjściowych szatach, a także czarownice, które nie oparły się pokusie sprawienia sobie na tę okazję nowych, modnych kreacji. Prawie z każdego punktu w obozie można było zobaczyć purpurowo-złoty namiot w kształcie wikińskiej łodzi, w którym oferowano między innymi możliwość latania pod płóciennym sufitem oraz udział w rekonstrukcji morskiej bitwy. Miejsce to było szczególnie oblegane przez dzieci; w kolejce czekającej na wejście nie brakowało maluchów poprzebieranych za smoki, diabełki, księżniczki czy piratów. Jeden z tych ostatnich zaabsorbował na dłuższą chwilę uwagę Odiliona, który razem z Aleksem i Magnusem wyruszył po napoje.
- To dopiero jest życie – być piratem! - rozmarzył się. - Pływasz po całym świecie, gdzie tylko zechcesz, poszukujesz skarbów i przygód, a w każdym porcie masz inną dziewczynę...
- No, jak będziesz duży, wyruszysz sobie w morze – przerwał mu nieco opryskliwie Alexander Mannerheim. Był to wysoki chłopak o ciemnych włosach i oczach, a także śniadej cerze, które w połączeniu z rysami twarzy świadczyły o jego iberyjskim rodowodzie. Nietrudno było się domyślić, że w Durmstrangu, szkole, w której większość uczniów stanowili Germanie i Słowianie, musiał się wyróżniać niczym egzotyczny ptak. - Lepiej powiedz coś więcej o tym całym Draconie.
To mówiąc, wskazał głową kierunek, gdzie mniej więcej znajdował się młody Malfoy, pozostawiony w towarzystwie Viktorii i Vespery, które podjęły się misji zaznajomienia go bliżej ze szwedzką kulturą.
- Nie lubię go – oświadczył z miejsca von Sternberg.
- Jasne, a pod rękę z Vesperą to przypadkiem pozwalasz mu chodzić – prychnął Alex. - Co takiego zrobił, że go jeszcze nie zabiłeś?
- Po prostu urodził się w starej rodzinie – odezwał się Magnus Mortensen; był trochę niższy i bardziej barczysty od obu przyjaciół, miał krótkie blond włosy, niebieskie oczy i okrągły kolczyk w jednym uchu. Zasadniczo nie wyróżniał się niczym szczególnym, zwłaszcza przy niebieskowłosym Odilionie i obdarzonym latynoską urodą Aleksie. A jednak Magnus zadbał, by to właśnie on był w szkole najlepiej kojarzony z całej tej trójki. - Wszystkie inne kryteria mają w tym wypadku znaczenie poślednie.
- Może i ma dobre pochodzenie – burknął Odilion. - Ale coś mi w nim nie pasuje.
- Co takiego? - zainteresował się Alex.
- Za dobrze się dogadują, on i Ves. I na dodatek Tori nie ma nic przeciwko temu.
- Faktycznie, Tori na pewno zna wszystkie jego mroczne sekrety – przyznał Mannerheim mimochodem.
Odilion spojrzał na niego, wyraźnie zaniepokojony.
- Jakie mroczne sekrety?!
- No, przecież wiesz. - Alex machnął lekceważąco ręką. - Genetycznie dziedziczone szaleństwo...
- Ciotkę zakopaną pod ławeczką w przydomowym parku, podczas gdy reszta świata jest przekonana, że biedaczka uciekła z narzeczonym do Ameryki... - dodał Magnus, znacząco ściszając głos.
- Zresztą, narzeczony też przepadł bez wieści...
- Kolekcję śmiercionośnych nalewek, trzymanych pod łóżkiem na wszelki wypadek...
- Eksperymenty prowadzone w piwnicy na porwanych dzieciach...
- Wiesz, chyba raczej w lochach – stwierdził Magnus z namysłem.
- Racja, to bardziej pasuje do takiej rodziny... Zawsze mówiłem, że Anglikom nie można ufać...
- Co prawda, to prawda.
- Ej! - zdenerwował się Odilion. - Nie obrażajcie mi szwagra, bardzo proszę!
Magnus i Alex wymienili spojrzenia, po czym ze znaczącymi uśmieszkami zwrócili się w stronę przyjaciela.
- Szwagra, tak? - zapytał Mortensen, unosząc brwi.
- Szybko się uwinąłeś – dodał Alex.
- To znaczy... - Odilion zająknął się. - Miałem na myśli... przyszłego szwagra... Naturalnie, jeśli rodzice go zaakceptują, co nie jest takie znowu pewne... Właściwie nie ma na to szans...
Alex westchnął, głośno i demonstracyjnie.
- Nie wierzę, że chcesz ją oddać Angolowi – stwierdził, kręcąc głową. - Próbowałeś kiedyś tego ich puddingu? Paskudztwo, jakich mało. A będziesz musiał, jak cię zaproszą na Święta.
- To co ja mam robić? - spytał bezradnie Odilion. - Nie miałbym nic przeciwko niemu, gdybym wiedział, jaki jest. Ale nie wiem, do licha, nie wiem, i w tym problem...
- Nie przejmuj się. – Magnus zmierzwił von Sternbergowi jego granatową czuprynę. - Zobaczymy, czy ten cały Draco w ogóle się do czegoś nadaje.
- Co masz na myśli? - Odilion zmarszczył brwi.
Twarz Magnusa ozdobił tajemniczy uśmiech.
- Zobaczysz.

Środkową część polany zajmował spory obszar porośnięty gęstą, zieloną trawą, co było dość niezwykłe w trakcie wyjątkowo suchego lata. Ponieważ jednak największa impreza sezonu musiała być doskonałą pod każdym względem, odpowiednie służby porządkowe zadbały, by piknikowe koce gości porozściełano na pięknej murawie, której nie można było nic zarzucić.
Draco towarzyszył dziewczętom, siedzącym na wyczarowanym przez Magnusa kocu, czekając wraz z nimi na powrót chłopców. Mieli świetny widok na wzniesione po zachodniej stronie obozowiska trybuny otaczające, jak wyjaśniła Viktoria, punkt startowy wyścigu. Inaczej niż stadion z mistrzostw świata w quidditchu, ten obiekt był tu umieszczony na stałe, i podobnie jak cała polana, objęty działaniem niezliczonej ilości zaklęć chroniących przed nieproszonymi gośćmi.
Wokół nich rozłożyły się inne, mniejsze lub większe grupki, zajęte konsumpcją przyniesionych tu smakołyków albo też szeroko pojętym relaksem. W pobliżu wzniesiono niewielką scenę, na której występował właśnie zespół złożony z czterech muzyków, grających na skrzypcach, harfie, saksofonie i wiolonczeli.
- Nie wiem, czy to o czymś świadczy – zagaił Draco kuzynkę, gdy przeszła obok nich grupka młodzieży mniej więcej w ich wieku – ale odkąd nie jesteśmy tylko we dwoje, o wiele mniej osób cię zaczepia, Viktorio.
Panna Black uśmiechnęła się do niego.
- Obecność Vespery oznacza, że w każdej chwili może się tu pojawić jej brat z kompanami.
- Po prostu się boją?
- Może trochę Magnusa – przyznała Viktoria, głaszcząc leżącego przy jej kolanie Dejmosa. - Ale widzisz, w szkole tworzymy zamkniętą grupę. Oczywiście nie odcinamy się całkowicie od reszty Durmstrangu, ale jeśli zbieramy się wszyscy razem, to my decydujemy, czy kogoś jeszcze przyjmiemy do naszego grona, czy nie. Zresztą, co ci będę tłumaczyć, sam masz przyjaciół, i jeśli spędzasz z nimi czas, nie życzysz sobie, by ktoś niepożądany wam przeszkadzał.
- Mam to rozumieć jako komplement? - uśmiechnął się Malfoy.
- Oczywiście, Świetliku. - Kuzynka puściła do niego oko. - Ty jesteś tutaj na specjalnych warunkach, które nie każdemu przysługują.
- Ale gapili się na was jak ci chłopcy z apartamentowca.
- Nie na nas – sprostowała Vespera, rozbawiona jego oburzonym tonem. - Na Tori. Oni są z naszej szkoły, a Tori jest gwiazdą nielegalnego zespołu.
- Zaraz, chwileczkę... - Chłopak zmarszczył brwi. - Wszyscy wiedzą, kto tworzy ten zespół, i dotąd nikt na was nie doniósł?
- Och, próbowali – odparła niefrasobliwie Viktoria. - Ale w dziwny sposób ginęły im dowody, albo nie zgadzały się zeznania.
- Albo też liczyli na łut szczęścia i rzucali oskarżenia w ogóle bez dowodów – dodała Vespera. - Tak, byli i tacy. Nawet z Karkarowem coś takiego nie przejdzie, a już nie wspominam w ogóle o Kahrmanie.
- Kim jest ten Kahrman? - zapytał Draco.
- Wicedyrektorem i nauczycielem czarnej magii – wyjaśniła panna von Sternberg. - Jest naprawdę wymagający i przerażający. W zeszłym roku, gdy Karkarow był w Hogwarcie, Kahrman pełnił jego obowiązki, a moim zdaniem nadawał się do tego o wiele lepiej.
- Czy Karkarow wrócił do Durmstrangu?
- Dotąd nie – powiedziała Viktoria. - Reprezentanci twierdzili, że coś go porządnie wystraszyło, ale nie do końca chyba wiedzieli, co. Bo raczej nie ruszyła go śmierć tego chłopaka...
- Może wręcz przeciwnie – zasugerowała Vespera, zanim Draconowi przyszedł do głowy pomysł na zmianę tematu.
- Co masz na myśli? - podjął, mając nadzieję, że nie brnie w ślepy zaułek.
- Może to Karkarow zabił Diggory'ego.
- W jakim celu? - chciała wiedzieć Viktoria.
- Czy ja wiem? W końcu to były śmierciożerca, na pewno umiał zabić. Może chciał pomóc Krumowi, eliminując jednego z rywali.
- Karkarow siedział na widowni – oświadczył Draco. - A Diggory zginął już po tym, jak wyniesiono Kruma.
- Wcale nie musiał brudzić sobie rąk – stwierdziła z namysłem Viktoria. - Mógł zlecić zabójstwo komuś innemu, i nie zdążył odwołać polecenia. Albo z rozmysłem pozwolił na tą śmierć, z zemsty, że wygrał Hogwart.
- To ma sens – przyznał Draco, który w myślach odetchnął z ulgą. Znów był blisko złamania zakazu ojca, na dodatek sam sprowokował tę sytuację. Powinien bardziej nad sobą panować. Nie podobała mu się myśl o okłamywaniu kuzynki. - Wasz dyrektor był bardzo niezadowolony, że Hogwart wystawił dwóch zawodników.
- Każdy byłby na jego miejscu – zgodziła się Vespera. - Może przyszło mu do głowy, że w ten sposób wyrówna szanse. W każdym razie, jeśli Karkarow postanowi jednak nie wracać, rada może ustanowić dyrektorem Kahrmana, co wyszłoby wszystkim na zdrowie.
- A kto by wtedy uczył czarnej magii? - zapytał Magnus, który właśnie nadszedł w towarzystwie pozostałych chłopców. Każdy z nich niósł po dwa papierowe kubki. Wszyscy trzej byli ubrani na biało, podobnie jak reszta grupy. Uparły się przy tym dziewczęta, przekonując, że biel będzie najlepiej współgrać z barwami narodowymi, w które się przystroili wkrótce po przybyciu do obozowiska. Viktoria i Vespera nosiły żółto-niebieskie szarfy, przerzucone przez prawe ramię i zawiązane na lewym biodrze. Panowie ograniczyli się do rozetek, choć Odilion przyczepił swoją do białego kapelusza. - Zdawało mi się, że usłyszałem nazwisko Karkarowa.
- Zastanawiamy się, co się z nim stało – wyjaśniła Vespera.
- Słyszałem plotki, że hogwarcki dyrektor kazał go po cichu sprzątnąć – oświadczył Alex, wręczając Draconowi kubek z napojem. - Podobno mieli jakiś zadawniony konflikt.
- Dumbledore jest na to zbyt święty – prychnął Malfoy.
- Zdziwiłbyś się, jakie ci najszlachetniejsi mają ciemne sprawki na sumieniu – zapewnił Mannerheim. - Wystarczy pogrzebać trochę w historii magii, a znajdziesz naprawdę interesujące smaczki.
 - Może... - odparł Draco, nie chcąc się spierać. Jak większość uczniów Hogwartu, nie przepadał za historią magii. Powodem był nauczyciel-duch, prowadzący zajęcia w sposób wywołujący jedynie senność. - Co to jest? - zainteresował się, zaglądając do kubka. Napój miał pomarańczową barwę, ale pachniał elfim cukrem* i jeszcze czymś, czego nie umiał zidentyfikować. Ponad powierzchnią płynu unosiły się syczące wściekle bąbelki.
- Kiedyś była to specjalność regionu Kopparberg – wyjaśnił Alex, siedzący już pomiędzy Vesperą a Magnusem. Wydawał się zadowolony, że kolejny temat rozmowy też można powiązać z historycznymi ciekawostkami. - Ale w ciągu ostatnich lat przepis nieformalną drogą rozprzestrzenił się tak, że obecnie pijemy to nawet w Durmstrangu...
- Co, oczywiście, nie daje żadnego pojęcia o odległości – wtrącił Magnus znaczącym tonem.
- Jasne – zgodził się Alex pospiesznie. - W każdym razie nazywa się Miedziany Smok. To od opowieści o smoku żyjącym samotnie na tych terenach, w podziemnej jamie, na której miejscu stoi obecnie miasto Mora.
- Nawet czarodzieje powinni mieć jakąś granicę rzeczy, w które wierzą, Alex – odezwała się Vespera, przewracając oczami. - Miedziane smoki nie istnieją. A szwedzkie krótkopyskie nie żyją pod ziemią.
- Właściwie to wszystkie smoki źle znoszą zamknięte przestrzenie – dodał Odilion, zabierając się za drugą już kanapkę.
- Ponoć u Gringotta trzymają smoki właśnie pod ziemią, do pilnowania skarbów - wtrącił Draco, którego kiedyś bardzo interesowała ta kwestia.
- Jeśli gobliny rzeczywiście maltretują w ten sposób jakiekolwiek smoki, to na ich miejscu modliłabym się, żeby żaden im nie uciekł – powiedziała Viktoria.
Odilion i Alex wstali i zaczęli biegać wokół przyjaciół.
- Och, nie zjadaj mnie, panie smoku, jestem małym, żylastym stworzonkiem, na pewno dostaniesz po mnie niestrawności! - wołał von Sternberg, naśladując gderliwy głos i charakterystyczny, rozkołysany krok goblina w przyspieszonym tempie.
Mannerheim tymczasem ścigał go, rycząc i machając rękami w całkiem udanej parodii smoka.
- Dopiero będzie wesoło, jak to zobaczy jakiś goblin – stwierdził spokojnie Magnus, podczas gdy pozostali pokładali się ze śmiechu.
- No wiesz! - nadąsał się Alex, chwytając Odiliona za ramiona i powalając na ziemię. - Nie umiesz się bawić.
- Jakoś z tym żyję – odparł niewzruszony Magnus. Draco był pod wrażeniem jego postawy: zachowywał się, jakby miał całkowicie gdzieś, jak zostanie odebrany. A mimo to tamci posłuchali go, wprawdzie z narzekaniem, ale jednak. Malfoy zawsze wyobrażał sobie, że to Viktoria jest przywódczynią Berserkerów, tymczasem wszystko wskazywało na to, że tę funkcję pełni raczej Magnus. Za powszechnym przyzwoleniem. - Możesz wypić, to nie jest trucizna – zwrócił się do Dracona z lekko rozbawionym wyrazem twarzy, po czym sam upił trochę napoju.
Zachęcony, choć nieco zażenowany Draco pociągnął łyk ze swojego kubka. Miedziany Smok miał słodko-cierpki smak, ale ogólnie okazał się niezły.
Pomyślał, że może niepotrzebnie tak się obawiał przyjaciół kuzynki. Fakt, byli inni, niż się spodziewał, ale jakoś wcale go to nie martwiło.
...
Aidan uniósł dłoń, by osłonić oczy przed słońcem. Ponad obozowiskiem w Kopparberg przelatywała właśnie grupa czarodziejów na miotłach, mijając wypuszczony przez jakieś dziecko lśniący żółty balonik. Chłopak obserwował, jak jeden z zawodników chwyta sznurek błyszczącej kuli i kieruje swoją miotłę w dół, by zwrócić zgubę zapewne zrozpaczonemu właścicielowi.** Myśl o radosnej buzi dziecka sprawiła, że Valerious również się uśmiechnął. Zaraz jednak spochmurniał.
Właściwie powinien być zadowolony. Misja zakończyła się sukcesem: Askegaard nie żył, a chłopiec wrócił bezpiecznie do rodziców. Tajemnicza bransoleta została przekazana w ręce eksperta, który zajmie się jej identyfikacją i klasyfikacją, po czym złoży ją w odpowiednim dziale archiwum ministerstwa magii. Aidan zastanawiał się nad zniszczeniem artefaktu, ale doszedł do wniosku, że nie może wziąć na siebie odpowiedzialności za pozbawienie społeczności czarodziejów czegoś, co miało być może znaczenie historyczne. Nie był takim tradycjonalistą, jak jego siostra, ale od urodzenia żył w świecie magii i zdawał sobie sprawę z tego, że współcześnie zanikła już w znacznym stopniu sztuka tworzenia tak potężnych artefaktów, jak w przeszłości. Świstokliki czy lunaskopy wyglądały śmiesznie w zestawieniu z zaginionym medalionem Slytherina, o którym kiedyś opowiadał mu ojciec. Dlatego każdy magiczny przedmiot z dawnych czasów – a takim, wedle przesłanek, była bransoleta Askegaarda – był na wagę złota.
Mimo tak pomyślnego zakończenia, wciąż pozostawała sprawa wizji uratowanego chłopca. Normalnie Aidan zapomniałby o niej w tydzień – wizjonerstwo było jedną z tych dziedzin magii, które obfitowały w szarlatanów. Problem w tym, że zachowanie chłopca – jego opanowanie, ton głosu i sposób, w jaki patrzył na Valeriousa – przypomniało aurorowi kogoś, komu ufał jak nikomu na świecie. I w tamtej zakurzonej, ciemnej izbie miał wrażenie, że znów doświadczył jego obecności. Po raz pierwszy od dwóch lat. Może duże znaczenie miały tu emocje, ale poczuł znajomą chęć podążenia za impulsem. A impuls mówił mu, by uwierzyć.
Oczywiście oznaczało to, że musi rozwikłać zagadkę tej wizji, choć z drugiej strony, racjonalny wniosek był jeden. Może to nawet lepiej. Jako fachowiec od zwalczania czarnoksiężników wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby jego ojciec powrócił w pełni mocy. A to oznaczało, że osobą, o której mówił chłopiec, mógł być tylko Tidal – jedyny czarodziej z grona tych, których Aidan utracił, wciąż pozostający wśród żywych. Tylko po co miałby wracać? Napawać się zwycięstwem? Być może, choć trochę poniewczasie. Kiedy Aidan otrzymał zaproszenie na jego ślub... wtedy go zabolało. Teraz Tidal i Hedra byli mu obojętni. W każdym razie bardziej niż dawniej.
Ale jeśli ci dwoje mieli się pojawić z powrotem w Szwecji, to tutaj, w Kopparberg, z pewnością znajdowała się teraz osoba, która dowiedziałaby się o tym pierwsza. Pozostawało tylko ją znaleźć. Na szczęście Aidan wiedział, w jakich miejscach bywa pani Brynjolf. Co roku starał się w miarę możliwości ich unikać.
Potrzebował tylko krótkiej przechadzki w najbliższym sąsiedztwie sceny zajętej przez kwartet muzyczny, by wśród mrowia dam w eleganckich kapeluszach wypatrzyć tę, której szukał. Rozmawiała z jedną ze swoich znajomych, trzymającą w ramionach wyraźnie zniecierpliwionego, puszystego kocura o tygrysim umaszczeniu, który próbował schwytać motyla, fruwającego przy uchu jego opiekunki. Pani Brynjolf, jak Aidan całkiem poważnie podejrzewał, miała zapewne wczarowane jakieś zaklęcie namierzające, ponieważ zawsze wyczuwała jego obecność, gdy tylko znalazł się w pobliżu. Nie inaczej było tym razem. Czujne brązowe oczy przeniosły się ze znajomej na młodego Valeriousa, a na ustach czarownicy wykwitł promienny uśmiech.
- Aidanie, mój drogi, cóż za urocza niespodzianka – odezwała się dama. Nigdy nie krzyczała – była na to zbyt wytworna.
Pani Brynhilda Modira Brynjolf, z domu Raivis, miała osiemdziesiąt osiem lat, ale wiek nie odcisnął na niej zbyt dotkliwego piętna. Wciąż była żwawą, energiczną czarownicą, a przeżyte lata zwykła podkreślać wyłącznie wtedy, gdy rodzina próbowała się jej w jakikolwiek sposób przeciwstawić. Wychowana w mieszanej rodzinie, bardzo się tego wstydziła, dlatego prędko wyszła za mąż za średnio zamożnego, ale czystokrwistego czarodzieja. Odtąd bez większych przeszkód mogła bywać w najelegantszych miejscach, nosząc wysoko głowę, do czego w jej mniemaniu uprawniało wyłącznie odpowiednie nazwisko. Podjęła też starania, by wpoić podobne postrzeganie świata swemu synowi i piątce wnucząt, choć ci byli wyjątkowo w tej materii oporni. Na ich nieszczęście, po śmierci starszego pana Brynjolfa wdowa wprowadziła się do tego samego apartamentowca, w którym mieszkali jej potomkowie – mogli się pocieszać tylko tym, że mieszkanie naprzeciwko nich było już zajęte przez młodego aurora i jego siostrę. Cztery wnuczki miały regularne lekcje śpiewu, haftowania, tańca, dykcji i chodzenia, były zmuszane do pisania wierszy, malowania i głośnego czytania, a babcia była ich egzaminatorem i krytykiem. Kian Brynjolf, którego starsza pani lubiła nazywać pierworodnym lub dziedzicem, grał w dzieciństwie na skrzypcach. Nie znosił tego tak bardzo, że po kilku miesiącach w Durmstrangu przesłał babci w paczce ów nieszczęsny instrument, który zaczarował tak, że gdy ktoś go dotknął, ryczał przenikliwie i tryskał z wnętrza strumieniem wzburzonej piany. Nestorka rodu oficjalnie określiła wnuka jako czarną owcę, ale po cichu wciąż planowała go zeswatać z dobrze sytuowaną panną.
Aidan podszedł do pani Brynjolf i przywitał się uprzejmie.
- Miło panią widzieć, madame. Jak się pani miewa?
- Znakomicie, mój chłopcze. - Brynhilda Brynjolf, angielskim zwyczajem, zawsze czuła się świetnie. Tym razem chyba jednak była szczera; świadczył o tym choćby radosny wyraz jej twarzy, wyjątkowo rzadki widok. Miała na sobie elegancką suknię, na szyi nosiła trzy sznury pereł, a na prawym przegubie misternie zdobiony zegarek. Białe jak śnieg włosy ułożono w wymyślne loczki i przykryto pasującym do sukni kapeluszem. Nie była ani tęga, ani szczupła, tylko trochę wyższa od Viktorii. Trzymała się prosto, wręcz sztywno; jej sposób poruszania się i gestykulacji sprawiał wrażenie tylko odrobinę wystudiowanego, jakby od lat zachowywała się w ten sposób. - Nie widzę twojej uroczej siostry. Czy jest tutaj?
- Tak, oczywiście. Wie pani przecież, że Viktoria uwielbia wyścigi.
- Jak my wszyscy. - Pani Brynjolf ujęła go pod ramię, co oznaczało, że ma ochotę się przespacerować. Jej znajoma oddaliła się, by poświęcić nieco uwagi swemu pupilowi. - Rozumiem, że towarzyszą jej ci wszyscy młodzi ludzie, którzy ostatnio u was goszczą?
- Tak sądzę – przyznał, krocząc powoli u boku starej damy. - Planowali ten wyjazd od kilku tygodni, a są to wyjątkowo konsekwentne dzieciaki.
- Gdyby nie to, że się tak dobrze sprawują, można by mieć wątpliwości, czy czterech młodzieńców i dwie panny bez opieki przyzwoitki to szczęśliwie dobrane towarzystwo. - Pani Brynjolf, która uczęszczała do bardzo surowej, żeńskiej szkoły magii, już w wieku Viktorii uważała, że taki układ osób w jednym pomieszczeniu może być uzasadniony tylko w sytuacji, gdy dziewczęta są zamężne, a młodzieńcy to ich mężowie lub bracia. Oczywiście, nieelegancko byłoby powiedzieć coś takiego wprost. - Naturalnie, ich zachowanie jest bez zarzutu – dodała pospiesznie, aby Aidanowi nie przyszło do głowy, że rozmówczyni myśli coś złego o jego siostrze. - Zastanawiam się, czy dotarły do ciebie ostatnie wieści, mój drogi.
Sądząc po sposobie, w jaki to powiedziała, Aidana dopadło przeczucie, że pani Brynjolf sama rozgłaszała te niezwykłe wieści i była ich jedynym wiarygodnym źródłem. Dlatego zareagował umiarkowaną ciekawością.
- Bardzo możliwe, że nie. Przez ostatnie dni miałem zbyt wiele pracy, by zajrzeć do gazet.
- Och, o tym się z prasy nie dowiesz, mój drogi. - Czarownica zasłoniła usta dłonią w koronkowej rękawiczce, by zamaskować tryumfalny uśmieszek. - Ale myślę, że ucieszy cię ta wiadomość. Wyobraź sobie, że nasza Hedra wróciła do kraju!
Bomba wywołała o wiele większy skutek, niżby się to stało w normalnych okolicznościach. Powrót Hedry oznaczał, że chłopiec miał rację – ponieważ tam, gdzie była ona, zwykle zjawiał się też Tidal.
- W dodatku – ciągnęła zadowolona pani Brynjolf – wróciła sama!
A może i nie.
Aidan wiedział – nie od swojej towarzyszki, ale jej syna i wnuka – że rodzina Raivisów nie była zachwycona mężem Hedry. Pomijając nawet aspiracje babci, uważali, że ktoś, kto nie utrzymał rąk z dala od dziewczyny przyjaciela, nie jest obiecującym kandydatem na partnera życiowego. Hedra starała się utrzymać tę okoliczność w tajemnicy przed krewnymi, ale na jej nieszczęście wieści prędko obiegły całą szkołę – a tak się złożyło, że Kian i kilku innych jej kuzynów uczęszczało już wtedy do Durmstrangu. Jeśli dodać do tego fakt, że panna Raivis zdążyła uprzednio przedstawić Aidana rodzicom, którzy z miejsca zaakceptowali go jako przyszłego zięcia – rodzinny urok znów zadziałał bez zarzutu – Tidal nie miał łatwego startu na nowej drodze życia. Ale Hedra i tak zrobiła, co chciała. Tuż po skończeniu szkoły wyjechała z nowym narzeczonym do Włoch, gdzie wzięli ślub i zamieszkali u jej wuja, starego kawalera. Od tamtej pory Aidan nie miał o nich wieści, a choć temat jego dawnej dziewczyny był przez panią Brynjolf dość często poruszany, dama skupiała się raczej na narzekaniu na głupotę wnuczki brata i wyrażaniu nadziei, że „może kiedyś zmądrzeje”. Valerious już w to nie wierzył.
- Zapewne to kwestia czasu. - Aidan starał się w miarę delikatnie ostudzić zapał kobiety. Doceniał to, że mu dobrze życzyła (w jej mniemaniu), ale nie chciał, by się oszukiwała.
- Wszystko wskazuje na to, że jednak nie. Kiedy z nią rozmawiałam, prawie dała mi do zrozumienia, że dzieli ich krok od rozwodu.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Pani wybaczy, ale podobnych spraw nie jest dobrze przyjmować na wiarę.
- Och, mój chłopcze, jakbyś nie wiedział, że nasza Hedra zawsze była nieprzewidywalna!
Temu nie mógł zaprzeczyć; właśnie przez tę cechę rozpadł się ich związek. Widać było jednak, że Hedra wróciła do łask ciotecznej babki – od sześciu lat pani Brynjolf nie nazywała jej w obecności Aidana inaczej, jak „pani Aldhem”, w dodatku wypowiadała te dwa słowa jak najgorsze przekleństwo. Cóż, nawet jeśli tak się sprawy miały, niejasne pogłoski o rozwodzie to za mało, by uzyskać przebaczenie Aidana. Miał to po ojcu: nigdy nie zapominał czegoś, co było dla niego obelgą.
Valerious nie podzielał opinii sąsiadki w kwestii samotnego przyjazdu Hedry. Jeśli Tidal jeszcze nie przyjechał do Szwecji, wkrótce się tu zjawi. Układanka była już prawie kompletna – pozostawało tylko jedno, ostatnie pytanie: po co wrócili? Jeśli ich przybycie miało jakiś związek z Aidanem, wolałby znać odpowiedź.
- Czy Hedra mówiła pani, w jakim celu przyjechała? - zapytał, choć wiedział, że w ten sposób może sugerować coś, czego nie powinien. Musiał przynajmniej spróbować...
Pani Brynjolf spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Mój chłopcze, czyż to nie oczywiste? Może chodzić tylko o ciebie.
Aidan przybrał podobny wyraz twarzy.
- Nie sądzę.
- Ależ z całą pewnością! To naturalne, że zrozumiała, jaki popełniła błąd, i teraz chce go naprawić.
- Pani Brynjolf, w tym przypadku nie ma już czego naprawiać – oświadczył Aidan trochę bardziej stanowczo, niż zamierzał. - Nie interesuje mnie związek z osobą, która zawiodła mnie w taki sposób. Proszę wybaczyć, ale siostra na mnie czeka.
- Postaraj się przynajmniej ją zrozumieć, Aidanie. - Stara czarownica przytrzymała jego rękę, gdy chciał odejść. - Ona nie wiedziała, co robi. Ten chłopak ją opętał...
- Obawiam się, że było całkowicie odwrotnie. Życzę miłego dnia, madame.
Ukłonił się lekko i odszedł, pozostawiając panią Brynjolf z poczuciem odniesionej porażki. Taki wspaniały chłopiec, pomyślała z żalem. Ale nie ma racji. Trzeba być albo szaloną, albo opętaną, by wypuścić go z rąk!

- Hej, ruszcie kuperki, bo zajmą nam najlepsze miejsca! - wołał zniecierpliwiony Alex. Pozostała piątka niespiesznie kroczyła pomiędzy dwoma rzędami drewnianych słupków; wytyczały one jedną z dziewięciu wysłanych żółtymi dywanami ścieżek, prowadzących do wejść na trybuny.
- Nie mogę szybciej – oświadczył ze stoickim spokojem Odilion, pałaszując kiełbaskę. Kilka innych niósł w papierowej torbie, do której Dejmos był zdecydowany się dorwać. - Spożywanie posiłku w pośpiechu powoduje komplikacje.
- Zawsze się zastanawiałem, gdzie on mieści to całe jedzenie – odezwał się Magnus do idącego obok Dracona.
Malfoy pokiwał głową. Znał Odiliona ledwie dwa dni, i niewiele było w tym czasie chwil, gdy von Sternberg czegoś nie jadł – a jednak nie był wcale tęższy od niego czy pozostałych chłopaków. Nie mógł nie pomyśleć, że jest w tym coś dziwnego.
- Przyszło mi do głowy, że może wyczarował sobie dodatkowy żołądek – przyznał Draco. - Słyszałem o pewnym czarodzieju, wielkim smakoszu, który tak zrobił.
Magnus zaśmiał się.
- Niezły pomysł – zauważył. - Z tym, że Lew nie jest smakoszem, ale obżartuchem.
- Fłyszałem – odezwał się Odilion z pełnymi ustami, nawet się do nich nie odwracając.
- Bardzo mi przykro – zapewnił nieszczerze Magnus. Nachylił się do Dracona, by von Sternberg nie usłyszał reszty rozmowy. - W każdym razie, gdybyś zobaczył, co on wyprawia na miotle, przestałbyś się dziwić, jak utrzymuje stałą wagę.
- Jest dobry? - Draco, wzorem Mortensena, ściszył głos do szeptu.
- Jest wyczarowany w kosmos – rzekł Magnus z przekonaniem. To wyrażenie było obecnie najwyższą pochwałą, jaką młody czarodziej mógł kogokolwiek obdarzyć. - Umie wykonać na miotle całe mnóstwo możliwych akrobacji, a reszty zamierza się nauczyć. Możesz sobie wyobrazić, ile energii to pochłania.
- Chciałbym to zobaczyć – przyznał Draco.
- Och, zobaczysz. Wziął miotłę, więc na pewno będzie się popisywał. - Malfoy odruchowo spojrzał na Odiliona, ale wspomniana miotła znajdowała się w pensjonacie w Arjeplog, gdzie wszyscy mieli spędzić kilka następnych dni. - Tylko zapamiętaj jedną rzecz – żadnych pochwał.
- Dlaczego?
- Bo jeśli coś nas naprawdę wkurza, to lizusostwo.
- Ale jeśli pochwała jest uzasadniona, to chyba w porządku...
- Nie od faceta. Tylko dziewczyny mogą go bezpiecznie pochwalić, a ponieważ Ves za chińskiego smoka nie zrobi tego publicznie, będzie zadowolony wyłącznie z uznania Viktorii. My, faceci, krytykujemy, ile wlezie, a im więcej, tym bardziej go to rajcuje i motywuje. On rozumie, że wiemy, kiedy naprawdę pokaże klasę – tym właśnie się różni ktoś wyjątkowy od dobrego. Zna swoją wartość.
- Jasne. - Draco pokiwał głową. Miał wrażenie, że zaczyna pojmować specyfikę Berserkerów.
- No, to żeby go trochę wkurzyć, idź poflirtować z jego siostrą. - Magnus poklepał piętnastolatka po ramieniu, gdy razem przeszli pod łukiem utworzonym ze splątanych gałęzi, okrytych zielonymi liśćmi i kwiatami w różnych odcieniach niebieskiego. Draco zerwał jeden, po czym podbiegł do Vespery i wręczył go jej.
Magnus z nieodgadnionym wyrazem twarzy obserwował, jak zarumieniona panna von Sternberg wpina sobie lazurową lilię we włosy, a jej brat na ten widok upuszcza niedojedzoną kiełbaskę, uszczęśliwiając tym Dejmosa. Kiedy Mortensen obejrzał się za psidwakiem, który został w tyle, skupiony na pochłanianiu zdobyczy, dostrzegł coś, co go zastanowiło. Nieco na uboczu, w pobliżu drzew rosnących tuż za trybunami, stały dwie pogrążone w rozmowie osoby, znajdujące się jednak zbyt daleko, by Magnus cokolwiek usłyszał, tym bardziej, że przechodzący czarodzieje nie ułatwiali mu zadania. Jednym z rozmawiających był Aidan, a towarzyszyła mu wysoka, ciemnowłosa dziewczyna o bladej cerze, co w połączeniu z czarną szatą sprawiało, że mimo pięknej pogody przywodziła na myśl nocną zjawę. Ją również znał; ciekawiło go jednak, o czym Aidan Valerious mógł rozmawiać z Nerissą Lestrange.
Bez względu na to, o czym mówili, Magnus uznał, że nie jest to zdarzenie szczególnie istotne w tym momencie. Przywołał więc Dejmosa, który skończył już kiełbaskę, po czym przyspieszył kroku, by dogonić przyjaciół.
Wbrew obawom Aleksa, udało im się zająć dobre miejsca w jednym z wyższych rzędów, skąd mieli świetny widok na pas startowy. Trybuny składały się z kaskadowo umiejscowionych ciągów kilkuosobowych lóż, zastawionych wygodnymi drewnianymi fotelami, na oparciu i siedzeniu obitymi fioletowym aksamitem. Viktoria zajęła miejsce z tyłu, na jednym z krzeseł stojących stopień wyżej, niż reszta, po czym odwróciła się, by obserwować przejście, którym nadchodzili kolejni widzowie. Siedzący obok niej Draco zauważył, że jest wyraźnie niespokojna.
- Powinien już tu być – powiedziała, gdy zwrócił jej uwagę.
- Może jest, tylko nas szuka – podsunął.
Pokręciła głową.
- Mamy rezerwację na tę lożę. Jak myślisz, dlaczego jest tu tylko siedem krzeseł? - zapytała dość ostro.
Kiedy o tym wspomniała, zwrócił uwagę, że liczba siedzisk faktycznie różniła się w poszczególnych sektorach. W niektórych było nawet dwadzieścia miejsc, podczas gdy w innych zaledwie trzy.
- Przepraszam. - Viktoria oparła łokieć o kolano, a czoło o zgiętą dłoń. - Coś niedobrego się ze mną dzieje...
Vespera nachyliła się do niej przez kolana Dracona i ujęła przyjaciółkę za rękę.
- Zabrać cię do punktu medycznego, kochanie?
- Nie dramatyzuj – odezwał się siedzący przed nimi Odilion, który odwrócił się, by ich poczęstować orzeszkami. - Jak znam Aidana, to na pewno już się uporał z tym problemem i spędza upojne chwile dnia polarnego w towarzystwie miłej, długonogiej Laponki.
- Nie mierz innych swoją miarą – zgromiła go siostra, prostując się. Następnie zwróciła się do Dracona. - Lwu wydaje się, że kiedy nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o sprawy łóżkowe.
- Daj spokój, kto by tam ograniczał się do łóżka – machnął ręką Odilion. - Skoro jest tyle bardziej interesujących możliwości...
- Oszczędź nam szczegółowej relacji – przystopował przyjaciela Alex, biorąc na kolana Dejmosa. - Dlaczego się tak martwisz, Tori? Jeśli powiedział, że będzie dzisiaj, to będzie dzisiaj. Aidan zawsze się trzyma ustalonych terminów.
- Och, gdyby to było takie proste. - Viktoria odchyliła się do tyłu, by jeszcze raz zerknąć na przejście. - Chciałabym bardzo usunąć z mojej głowy te mroczne myśli, które wciąż mnie nachodzą...
- Mroczne myśli? - Magnus spojrzał zaniepokojony na przyjaciółkę. - Ale przecież do Zimowej Nocy jeszcze daleko.
Draco odniósł wrażenie, że coś przeoczył.
- Zimowa Noc to jakieś święto? - zapytał, marszcząc brwi.
- Tak - odparła jego kuzynka. - Noc Duchów.
- A o co chodzi z tym mrocznym myśleniem?
- Jej ojciec został aresztowany dzień po tym święcie – wyjaśniła Vespera. - Tori ma w tym okresie nagły spadek nastroju, połączony z pesymistycznymi myślami. Właśnie to określamy jako „mroczne myśli Tori”.
- Ach tak. - Draco coś sobie przypomniał. Jego kuzynka od dziecka miewała dziwne przeczucia i nocne koszmary w tym szczególnym okresie, ale nigdy nie powiązał tych dwóch spraw. - Ale przecież pisałaś, że już jest lepiej.
- Bo tak było – przyznała Black. - Przyjaciel mojego brata jest uzdrowicielem, dzięki jego pomocy udało mi się doprowadzić do stanu, w którym tylko przez kilka dni w okolicy Nocy Duchów miałam te dziwne objawy. Ale koszmary zniknęły, i do końca zeszłego czerwca wydawało się, że na dobre.
- Czerwca?! - Vespera otworzyła szeroko oczy. - Przecież byliśmy jeszcze w szkole! Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Bo dopiero później powiązałam to wszystko razem. To było coś dziwnego, jakby wybuch w środku głowy... jakieś takie nieokreślone uczucie zadowolenia. Niby nic złego, ale gdy tylko wróciłam do domu, znowu źle spałam, a to samo uczucie przewijało się gdzieś w tle wszystkich koszmarów. Biorę na to lekarstwo, ale ono nie powstrzymuje tego strachu, który zaczął się pojawiać, gdy tylko Aidan zbytnio się ode mnie oddali...
- Może po prostu ktoś rzucił na ciebie urok? - zasugerował Alex. Draco też o tym pomyślał, ale zawahał się przed wyrażeniem opinii. Koniec czerwca, tak?, pomyślał. Czy to zbieg okoliczności?
- To jest myśl – zgodził się Magnus. - Tyle, że takiego uroku nie ma w podręcznikach do pierwszej klasy. Ten, kto go rzucił, nie jest amatorem.
- Ale przecież nikt nie ma dostępu do Tori – przypomniał Odilion. - Ona nigdzie nie chodzi sama. A któreś z nas na pewno by zauważyło, że ktoś rzuca na nią urok.
- Niekoniecznie – stwierdził ponuro Alex. - Zapominacie o kimś, kto z całą pewnością jest niezłą czarownicą i może dostać się do Tori wtedy, gdy nikt jej nie pilnuje...
- Odpuść, Alex – przystopował go Magnus. - Lestrange mieszka z Ves i Tori od pięciu lat. Gdyby chciała którejś z nich zrobić krzywdę, już dawno by do tego doszło.
- Lestrange? - zdumiał się Draco. Dobrze znał to nazwisko. - Nie wiedziałem, że w Durmstrangu jest ktoś z tej rodziny.
- I trudno się temu dziwić – prychnęła Viktoria. - Kadma Lestrange zadbała, by jej losy po opuszczeniu Anglii pozostały tajemnicą. Po upadku Lorda Voldemorta – błagam cię, Świetliku, przestań się krzywić – zabrała ze sobą córkę i po prostu zniknęła. Teraz wiem, że prawdopodobnie mieszka w Szwecji, ma nowego faceta i dwie nowe córki plus pasierba. Tego Kristiana Knoxa, o którym już ci mówiłam. Nerissa Lestrange uczy się w siódmej klasie, razem z chłopakami. Naprawdę ci o tym nie pisałam?
- Nie. - Draco potrząsnął głową. - Wspominałaś tylko o uciążliwej współlokatorce. Na pewno bym zapamiętał, bo ojciec jest osobiście zaangażowany w poszukiwania.
- Dlaczego? - wypalił bez zastanowienia Odilion.
- Ciotka Dracona jest żoną stryja Nerissy – wytłumaczyła Viktoria. - Oboje, razem z mężem Kadmy siedzą w Azkabanie. Są podejrzenia, że Kadma uciekła, bo była tak samo obciążona, jak oni.
- Czekaj, czyli Lestrange jest twoją kuzynką, Tori? - Odilion wyraził swoje zdumienie. - Coś takiego... Mogłaś się pochwalić.
- Broń Merlinie – uśmiechnęła się Viktoria. - Jestem ze Świetlikiem spokrewniona przez Lucjusza, a ona przez Narcyzę. Jakieś dalekie pokrewieństwo gdzieś tam pewnie jest, ale wystarczająco daleko, by się tym nie przejmować.
- W każdym razie – odezwał się Magnus – ten domniemany urok nie musi być robotą Lestrange. Ona zbyt mało o Tori wie. Te koszmary i inne dziwne rzeczy ustały, zanim Tori pojawiła się w szkole, a o mrocznych myślach rozmawiamy tylko we własnym gronie. Musiałaby wiedzieć o tym wszystkim, by wywołać tak przekonujący efekt. No i o Nocy Duchów.
- Poza tym urok może być rzucony na odległość – powiedział Alex. - Wystarczy mieć dużo mocy i coś, co należy do ofiary. Nie, masz rację, Magnusie. Nie odważyłaby się skrzywdzić Tori, bo cała szkoła wie, że się nie znoszą, i Lestrange stałaby się pierwszą podejrzaną.
- Zaraz po Magnusie – zauważył Odilion, co wywołało śmiech u wszystkich nie wyłączając Dracona.
___
*elfi cukier – przyprawa chętnie stosowana w czarodziejskiej kuchni, zazwyczaj nadająca potrawom żółtą barwę; w nadmiarze powoduje wesołość i bezmyślność
** z dedykacją dla wszystkich baloników, które uciekły w niebo

16 komentarzy:

  1. Ciesze się bardzo że coś napisałaś.Fajny pomysł z tym festynem czarodziejów.Dziwi mnie to że w tej wersji twojego opowiadania Viktoria i Nerissa się nie lubią bo wcześniej były chyba przyjaciółkami.Moim zdaniem tylko jedno niedociągnięcie to że Viktoria wymawia imię swojego ojca to rozumiem ale że Alex to robi tego nie rozumiem

    OdpowiedzUsuń
  2. beatrice_cora@amorki.pl29 sierpnia 2011 20:05

    Szwagier. Rozwaliło mnie to. Widać rodzeństwo von Stenberg ma poważne plany wobec Dracona. Ciekawe, czy on o tym wie. I co on na to. Och, biedny dzieciaczek. Nawet nie wie, że już zastawiono na niego sidła.Zainteresowała mnie historia Aidana. Dziewczyna zostawiła go dla jego najlepszego przyjaciela? Tak to zrozumiałam. Pani Brynjolf ma rację - trzeba być szalonym albo opętanym, żeby zostawić takiego chłopaka. Nie no, ale mnie zaciekawiłaś. Będę teraz wyczekwiać wszelkich wątków związanych z Hedrą.Mnie też zdziwiło, że Viktoria i Nerissa się nie lubią. Czytałam tylko kilka rozdziałów poprzedniej wersji, ale z tego co pamiętam, zarówno Nerissa jak i jej przyszywany brat należeli do paczki Tori. Widać, że to będzie już całkiem inna opowieść."Mroczne myśli Tori". Ona jest chyba bardzo związana z ojcem. Była. Czy co tam. Jeśli wyczuła, że Voldemort zmartwychwstał, to znaczy, że jest między nimi jakaś więź. Aidan nie dopuszcza tego do siebie. Hm, to ciekawe. A Draco będzie miał spore problemy, żeby nie złamać zakazu ojca. Zwłaszcza, że co chwila mu się coś wymsknie i musi za wszelką cenę zmieniać temat.Pozdrawiam,Beatrice[serce-smoka]

    OdpowiedzUsuń
  3. Mistress Vanity2 września 2011 19:22

    Tak, w poprzedniej wersji były przyjaciółkami. Z tym, że chciałam położyć większy nacisk na relacje Viktorii z Vesperą, no i uznałam, że Nerissa będzie ciekawszą postacią jako antagonistka panny Riddle - a co z tego wyjdzie, nawet najstarsi magowie nie wiedzą :)Ale to nie jest niedociągnięcie, tylko celowe zagranie;P Raz, że nie wiadomo, gdzie leży Durmstrang, i istnieje spore prawdopodobieństwo, że terror Voldemorta tam nie dotarł. Dwa, Viktoria nie zgadzała się nigdy na żadne eufemizmy odnośnie nazwiska ojca i używała go publicznie bez żadnych oporów, więc obecnie w Durmstrangu - podobnie jak w Anglii - ci, którzy je wymawiają, są postrzegani jako osoby odważne i być może szczególnie potężne (porównaj z Dumbledore'em). Nie muszę chyba dodawać, że taki status mają Berserkerzy? I po trzecie, Alex nie ma nic wspólnego ze śmierciożercami, więc nie używa określenia "Czarny Pan", a "Sam-Wiesz-Kto" brzmi w jego ustach idiotycznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mistress Vanity2 września 2011 19:37

    Sidła zastawione, sęk w tym, czy ktoś zamierza w nie wpaść :P Ale czy można go nazwać biedactwem, to nie wiem... W sumie nie byłby to dla niego taki zły układ :DPoprawka - Tidal nie był, broń Merlinie, najlepszym przyjacielem Aidana, raczej kumplem z tej samej paczki. Było ich trzech z tego samego rocznika, plus jeden rok młodszy, i to ten młodszy był najlepszym przyjacielem Riddle'a. Ale o tym jeszcze będzie cały wątek, zresztą powiązany z Hedrą, więc na razie sza!Nerissa należała do paczki Viktorii, ale jej przyrodni brat wręcz przeciwnie, zawsze był przeciwko nim.Jest więź, owszem, i to dość szczególna. Już w prologu są tego przejawy, wystarczy spojrzeć na zachowanie rocznej Viktorii w tamtym rozdziale. Staram się, żeby nie była to taka więź, jak ta z Harrym, ale ciężko jednak tego uniknąć...Ja również pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, a tu coś jest! Lubię te Twoje dzieciaki, wiesz? A pomysł z wyczarowanym dodatkowym żołądkiem mnie zabił ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Och nie!!! Czy jest na sali uzdrowiciel? Reanimować, reanimować!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O, jaka piękna reakcja :) Czytelników by Ci chyba nie zabrakło ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miło by było, gdyby nie zabrakło ^^ Ale ostrożnie proszę, chciałabym, żebyście jednak dalej te moje Tforki czytali ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam zamiar je czytać do końca :) A tak mnie 'zabijać' możesz za każdym razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie kuś, jeszcze zmienię się w jakiegoś śmierciożercę ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam Cię na: http://zlote-serce-duszy.blog.onet.pl/ , gdzie znajduje się opowiadanie na podstawie sagi Harry Potter.Ps. Zaczynam czytać twoją historię.

    OdpowiedzUsuń
  12. issabelle@onet.pl31 stycznia 2012 19:20

    Cześć, mam do Ciebie pytanie. Najpierw chciałabym jednak coś powiedzieć o sobie. Postanowiłam zaistnieć w świecie bloggerów, ale gardzę spamem. Długo zastanawiałam się nad tym jak zachęcić ludzi do czytania tego co piszę. I wreszcie naszedł mnie pewien pomysł. Wymiana. Każdy chce być zauważony, więc będę poświęcać uwagę innym, mając nadzieję, że oni poświęcą uwagę mnie. Zatem pytanie: masz ochotę dodać się nawzajem do linków, ewentualnie powiadamiać się o NN? Obiecuję, że będę czytać to co Ty napiszesz i mam nadzieję, że odwdzięczysz mi się tym samym. Odpisz na mysterious-strangers.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Dalej, dalej. Ja tu od sierpnia na rozdział czekam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. Mistress Vanity19 lutego 2012 16:06

    Bardzo mi miło, mam nadzieję, że się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mistress Vanity19 lutego 2012 16:30

    Wybacz opieszałość :) Już wkrótce nowa odsłona, muszę ją tylko przeanalizować na spokojnie i nanieść ewentualne poprawki.

    OdpowiedzUsuń
  16. [SPAM]Anuka - piękna prostytutka z domu rozkoszy w Złotym Porcie, cieszącego się sławą na całym świecie. Eva - żołnierz w kobiecym wojsku Johver.Shrima - kapłanka ognia ze Smoczej Krainy.Sadi - zamożny koczownik ze wschodnich krain.Elrick - młody alchemik z Yuu, kraju leżącego za nieprzebytymi górami Aku.Książę Abdon - następca tronu Złotego Przylądka, państwa handlującego niewolnikami. Szósta ludzi całkowicie sobie obcych, pochodzących z różnych krajów z rodzin o różnym statusie, wierzących w innych bogów, uznających inne zwyczaje. Na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy. Przeznaczenie bywa jednak kapryśne. Kiedy Wielki Lord bractwa Nekromantów zapragnie sięgnąć po nieśmiertelność tylko oni będą w stanie go powstrzymać i wypełnić pradawne propoctwo. Czy uda im się tego dokonać? Czy znajdą w sobie dość sił, by się zjednoczyć i walczyć we wspólnej sprawie? Może jednak różnice ich dzielące staną się przeszkodą nie do pokonania?Przekonaj się sam na [http://miecz-przeznaczenia.blog.onet.pl/]Przepraszam za SPAM. Jeśli go nie tolerujesz, usuń ten komentarz spod swojego postu.

    OdpowiedzUsuń