środa, 22 lutego 2012

Rozdział szósty: Próba ognia

Na początku pozwolę sobie na krótkie wyjaśnienie. Tak, wiem, że jestem okropna – pewnie wielu z Was straciło już nadzieję na nowy rozdział. Nie ma tak dobrze. Mimo kompletnie zwariowanego semestru, który przemknął nie wiadomo kiedy, straszliwego braku weny i różnego rodzaju odwracaczy uwagi nie do końca normalnej autorki szalone rodzeństwo i tata psychopata powracają w nowej odsłonie Dziedzictwa Węża. Vanity ma teraz trochę wolnego, ale nie ma co się cieszyć, bo jedyne, co będzie w tym czasie pisać, to praca licencjacka. Tak, Vanity, mimo zmiany kierunku studiów, dobrnęła wreszcie do etapu,w którym ma szansę na tytuł naukowy. I stąd to całe zamieszanie w tym roku. Mam nadzieję napisać to szybko, obronić się na początku lipca i zająć się Aidanem, Viktorią i całą resztą tego mojego tałatajstwa. W obecnej sytuacji pozostaje mi tylko prośba o Wasze duchowe wsparcie i cierpliwość. W końcu, im więcej osób dobrze ci życzy, tym większa szansa na sukces, nie? :)
Dość ględzenia, zapraszam do lektury :)

***
Z dedykacją dla Nightmare i wszystkich innych, którzy nie zniechęcili się półrocznym przestojem. Uwielbiam Was za to, że jesteście :)
***
Resztę czasu pozostałego do rozpoczęcia właściwego wyścigu panna Black i jej goście spędzili na domysłach, co Viktoria zgubiła i kto mógł to znaleźć, by rzucić na nią urok. Ponieważ hipotezy zrobiły się z czasem niemożliwie absurdalne, odsunęły mroczne myśli gdzieś w głąb umysłu dziewczyny, odstraszając je śmiechem. Ostatecznie wszyscy przyjęli wersję, w której Harry Potter, uciekłszy ze szkoły pod przykrywką stworzoną przez dyrektora Hogwartu (tę część hipotezy Draco wymyślił osobiście) przybył do Durmstrangu na wielkiej kałamarnicy, po czym dostał się do sypialni Viktorii i ukradł z szuflady jej majtki. Magnus uznał, że uspokajanie przyjaciółki w kwestii obecności jej brata na wyścigach jest w tej sytuacji zbędne. Zwłaszcza, że gdy zaśmiewali się właśnie w najlepsze, zasłonka z przejrzystej, błękitnej tkaniny ozdabiającej balkonik uniosła się i do loży wszedł Aidan we własnej osobie.
- Cześć, dzieciaki – przywitał się wesoło. - Też bym się chętnie pośmiał.
- Och, Dan! - Viktoria zerwała się gwałtownie z miejsca i objęła go wpół. Uściskał ją serdecznie. - Musisz odzyskać moje majtki!
- Że co proszę? - Valerious uniósł brwi.
- Harry Potter mi je ukradł! - zakomunikowała jego siostra.
Aidan odsunął ją na odległość wyprostowanych ramion i przyjrzał się jej badawczo.
- Mogę wiedzieć, co ty piłaś?
- Tylko sok truskawkowy i jednego dużego Miedzianego – zapewniła radośnie.
- Ach, rozumiem – uśmiechnął się. Elfi cukier zawsze uderzał jej do głowy szybciej niż innym, a jeszcze w połączeniu z truskawkami... - Sądzę jednak, że nie masz powodów do obaw. Z tego, co mi wiadomo, Harry Potter nie ma bladego pojęcia nawet o twoim istnieniu, a co dopiero o istnieniu twoich majtek.
- I obym jak najdłużej zachowała tę przewagę. - Viktoria mrugnęła do niego. Nikt poza tą dwójką nie zrozumiał sensu aluzji. Panna Black miała nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła powiedzieć przyjaciołom, dlaczego tak strasznie nienawidzi Chłopca, Który Przeżył – właśnie za to, że przeżył. Teraz nie był odpowiedni moment... ale czy na podobną rewelację istnieje coś takiego, jak odpowiedni moment?
Aidan uściskał z kolei Vesperę i podał rękę każdemu z chłopców. Następnie usiadł na wolnym miejscu obok siostry, tuż przy wyjściu z loży.
- Jak tam misja, Aidan? - zapytał Odilion; fascynował się pracą aurora niczym mały chłopiec. W każdym łowcy czarnoksiężników było coś z bohatera, którym inspirowali się mali naśladowcy w swoich zabawach. Znać kogoś takiego osobiście było niemałą frajdą, nawet gdy miało się już naście lat - pewne rzeczy są ponadczasowe.
- Dziękuję, udała się – uśmiechnął się Valerious.
- A może tak zdradziłbyś parę szczegółów?
- W pewnych północnych rejonach lepiej nie próbować lokalnej kuchni – oświadczył Aidan, rozmasowując sobie kark. - Zwłaszcza, gdy przyuważysz,  że kucharzem jest podejrzanie wyglądająca wiedźma.
- A co, podtruwa gości? - zaniepokoił się Alex, który często spędzał zimowe ferie na północy kraju.
- Ujmę to tak: jeśli raz spróbujesz specjalności zakładu, wyjdziesz dość szybko i więcej nie wrócisz. Swoją drogą, to całkiem niezła metoda na odstraszanie obcych. Ciekaw jestem, czy naprawdę mieli tam coś do ukrycia.
- Nie sprawdziłeś? - zdumiał się zawiedziony Odilion.
- Miałem co innego do roboty – wyjaśnił młody auror. - Uprzedzając twoje następne pytanie: nie, nie powiem ci, co. Tajemnica służbowa.
- Zawsze można spróbować. - Odilion mrugnął porozumiewawczo.
- Pewnie – zgodził się Aidan. - Przyda mi się trening czujności. No, ale słyszałem, że byliście wyjątkowo grzeczni, nawet sąsiedzi was chwalą. Mam nadzieję, że nie jest to zasłona dymna dla całkowitego zdemolowania mieszkania.
- Coś ty. - Viktoria wzruszyła ramionami. - Oszczędziłabym przecież swój pokój.
- Nie wątpię.
W tej właśnie chwili rozległy się dźwięki fanfar, otwierających wyścig. Zajęci rozmowami widzowie zwrócili się w stronę pasa startowego – na znajdujące się przy nim podium wkroczył właśnie szczupły, jasnowłosy mężczyzna w grafitowej szacie. Miał wysokie czoło i prosty nos, a z całej jego postaci emanowała pewność siebie.
- To minister magii – wyjaśniła Draconowi Vespera. Chłopakowi nasunął się obraz Korneliusza Knota, brytyjskiego ministra – niskiego, korpulentnego człowieczka, bezustannie mnącego w dłoniach cytrynowozielony melonik. Pomyślał, że postawiony przy swoim szwedzkim koledze musiał on wyglądać cokolwiek śmiesznie. Zresztą, Knot wyglądał tak niemal przy każdym.
Minister Torsten Lindberg po magicznym wzmocnieniu swego głosu rozpoczął przemowę od powitania zgromadzonych, po czym krótko nawiązał do historii wyścigów i przypomniał ich zasady. Następnie rzeczowo zapewnił, że znajdujący się na trasie konkurencji smoczy rezerwat znajduje się pod stałym nadzorem, a przebywające w nim stworzenia nie stanowią zagrożenia dla widzów, którzy zgodnie z zaleceniami organizatorów teleportują się z Kopparberg do Arjeplog, zamiast robić przystanki po drodze. Oczywiście, wywołało to reakcję paniki wśród osób, które przybyły z zagranicy i nie słyszały wcześniej o punkcie programu zawierającym w sobie wielkie jaszczury. Magnus stwierdził później, że nie zdziwiłby się, gdyby takie działanie było celowe i zaplanowane przez dział promocji przy ministerstwie magii.
Ale chwilowo Mortensen, z całą resztą widowni, obserwował, jak na polanę wkraczają w dwóch rzędach zawodnicy. Łatwo było ich od siebie odróżnić, ponieważ każdy nosił inną szatę, z numerem i nazwiskiem na plecach. Spośród niesionych przez nich mioteł Draco z wprawą wypatrzył kilka Nimbusów i dwie czy trzy Błyskawice, ale pozostałych modeli nie kojarzył – zapewne były to produkty krajowych firm.
- Zastanawiam się, czy oni nie powinni latać na takich samych miotłach – zwrócił się Malfoy do swojej towarzyszki.
- Daj spokój, tak jest zabawniej – zachichotała Vespera. - Nie liczy się sama miotła, tylko to, kto na niej siedzi.
- Ale jednak ci z Błyskawicami mają przewagę już na starcie – upierał się Draco.
- Proszę cię, chyba nie myślisz, że oni latają na salonowych modelach? - Pannę von Sternberg wyraźnie bawiła ta możliwość. - Te miotły mają dodane tyle bajerów, że w głowie się nie mieści.
- No dobrze, a jak my to właściwie mamy oglądać, skoro trasa wyścigu ma ponad trzysta mil?
- Ale przecież nie jesteśmy tu po to, żeby obserwować przebieg wyścigu! Co jest ciekawego w trzydziestu czarodziejach, lecących przez dwie godziny ponad Szwecją? Nie, jak tylko wystartują, deportujemy się do Arjeplog, żeby zobaczyć, kto tam doleci.
- A jeśli któryś z zawodników będzie oszukiwał i też się teleportuje?
- Kiedyś faktycznie tak robili, ale teraz rzuca się na nich zaklęcia antydeportacyjne. Ale nie będziemy się nudzić przez ten czas, bo na miejscu odbędzie się przyjęcie. Zawodnicy mają nieźle, bo przylecą, gdy impreza już się rozkręci...
W czasie, gdy Draco z Vesperą spędzali miło czas na konwersacji, niezainteresowani nikim poza sobą nawzajem, Viktoria postanowiła pociągnąć za język swojego brata.
- Mam wrażenie, że coś się jednak musiało stać – powiedziała, przechylając się przez podłokietnik w stronę Aidana.
- Skąd ta myśl? - zapytał beztrosko.
- Jesteś trochę nieobecny duchem.
- Nie dolega mi nic, na co nie pomoże dobra kawa – zapewnił.
- Na pewno nie wydarzyło się nic złego?
- Raczej niepokojącego, ale nie na tyle, by zawracać ci głowę.
- Dan, ale ja chcę, żebyś zawracał mi głowę. - Dłoń Viktorii delikatnie ujęła rękę Aidana. - Zawsze mówiłeś mi o wszystkim, jeśli tylko nie była to tajemnica rządowa.
- Tak, wiem. Teoria dwóch głów. Ale będzie lepiej, jeśli odłożymy tę rozmowę na później. Świat się nie zawali, a ty masz teraz gości i powinnaś się nimi nacieszyć. Zwłaszcza Draconem.
- Draco, jak widzisz za moimi plecami, ma teraz inne zajęcie.
- Wolałbym jednak pomówić o tym na osobności. Czy ten chłopak w niebieskiej szacie to nie twój znajomy?
Viktoria znała brata na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej nie zbywa byle czym, tylko naprawdę chce pogadać później. Ścisnęła lekko jego dłoń, po czym ją puściła, zwracając uwagę z powrotem na zawodników.
- Twój też. Nie wierzę, że to na siebie włożył...
Aidan uśmiechnął się. Podczas ostatnich kilku lat nie brakowało sytuacji, gdy rozmowa z Viktorią naprawdę mu pomogła. Nauczył się doceniać jej punkt widzenia, bardzo odmienny od jego, i wykorzystywać płynącą z ich porównania wiedzę. Obawiał się tylko, że siostra zinterpretuje wizję chłopca w dość przewidywalny sposób, uniemożliwiający rozsądne myślenie. I bez niej potrafił wziąć pod uwagę scenariusz zawierający w sobie widoki na powrót ojca, choć nie istniał żaden dowód – ba, nawet przesłanka – świadczący o tym, że w jakiś niesamowity sposób udało mu się przeżyć.
Jednak stronniczość Viktorii nie była wystarczającym powodem, by mieć przed nią tajemnice – zwłaszcza, gdy dotyczyły sprawy tak błahej, jak przepowiednia. Najwyżej będą z tego mieli niezły ubaw.

Zawodnicy, po zaprezentowaniu ich przez przedstawiciela Wydziału Magicznych Gier i Sportów, który zastąpił na podium ministra Lindberga, oraz przeparadowaniu kolejno przed publicznością, wystartowali zgodnie z planem o godzinie drugiej po południu. Zaraz po tym rozpoczęły się masowe deportacje widzów – jedni używali teleportacji łącznej, inni świstoklików, w każdym razie wkrótce całe towarzystwo zebrało się na nowej polanie. Dwa dość niefortunne przypadki rozszczepień i zaginiony dziadek pewnej rodziny, której członkowie mieli skłonność do histerii („A co, jeśli dziadunia zjadł smok?”) nie przyćmiły podziwu Dracona dla sprawności, z jaką odbyły się przenosiny. Był gotów założyć się o swoją miotłę, że w Anglii godzinę zajęłoby samo podjęcie decyzji o zmianie miejsca – w końcu trzeba na spokojnie przedyskutować dostępne opcje. Tymczasem tutaj wszystko trwało kwadrans, w czasie którego goście stopniowo wychodzili spomiędzy drzew, aby odszukać znajomych lub coś przekąsić. Zaginiony dziadunio odnalazł się przy barze sałatkowym, a magomedycy fachowo uleczyli ofiary zbyt pospiesznej teleportacji.
Po atrakcjach typowo festiwalowego Kopparberg, w Arjeplog cała impreza nabierała charakteru przyjęcia na wolnym powietrzu. Stateczni czarodzieje zajęli miejsca w niebiesko-żółtych piknikowych namiotach, chowając się przed słońcem i korzystając z dobrodziejstw szwedzkiego stołu. Młodzież wprawdzie towarzyszyła im z początku, ale po odczekaniu obowiązkowych kilkunastu minut, potrzebnych do opróżnienia talerza, stopniowo zaczęła gromadzić się na murawie zaadaptowanej na parkiet.
Szwedzkie lato jest o tyle specyficzne, że w północnych rejonach kraju noc bynajmniej nie jest ciemna. Dlatego właśnie Draco był bardzo zaskoczony, gdy dowiedział się, że wraz z Vesperą spędził na tańcu z przerwami osiem godzin.
- Żartujesz... Naprawdę jest środek nocy? - zapytał Viktorię, która przyszła ich poinformować, że niektórzy, ze wskazaniem na Aleksa, potrzebują się położyć.
- Naprawdę – zapewniła go kuzynka ze śmiechem. - Jesteśmy za kołem podbiegunowym, skarbie, istnieje tu coś takiego, jak białe noce.
- Ale odlot! Wygląda, jakby dopiero zmierzchało... - Chłopak obserwował różowo-pomarańczowe niebo z mieszaniną niedowierzania i zachwytu na twarzy.
- Bo zmierzcha, tyle, że słońce nie dotrze do horyzontu. - Viktoria z uśmiechem obserwowała kuzyna. Nie sądziła, że jest aż tak wrażliwy na cuda natury – od tej strony go nie znała. Sądząc po rozanielonej minie Vespery, jej również odpowiadał taki stan rzeczy. Z pewnością jednak była mniej zaskoczona, niż panna Black. - No, chodźcie, nieelegancko jest być ostatnim gościem na festiwalu.
Cała trójka ruszyła wydeptaną przez dziesiątki tańczących par murawą w kierunku kolorowych, piknikowych namiotów, skąpanych w gasnącym świetle zachodzącego słońca. Wiele osób nie miało jeszcze powrotu do domu nawet w planach, a zdecydowanie zaliczał się do nich Alex. W danej chwili z determinacją sprzeciwiał się ściągnięciu go ze stołu, na którym tańczył i śpiewał pijackie piosenki. Magnus i Odilion jednak byli nieugięci, więc wkrótce Mannerheim znalazł się na ziemi, choć jego równowaga psychiczna pozostawiała wiele do życzenia.
- Przytrzymajcie go przez chwilę – polecił Aidan, który pojawił się obok ze szklanką dymiącego, niebieskiego płynu. Przytknął jej brzeg do ust Aleksa, który wzdrygnął się, próbując się wyrwać przyjaciołom. - No dalej, stary, bądź mężczyzną.
Południowy temperament Mannerheima nie zdzierżyłby odmówienia mu męskości, więc grzecznie wypił miksturę. Beknął, wypuszczając z ust niebieską parę.
- Przepr-szam – powiedział, po czym pozwolił przyjaciołom poprowadzić się w stronę krańca polany. Reszta towarzystwa ruszyła za nimi.
- Biedny Alex – westchnęła Viktoria. - Nigdy do niego nie dociera, że następna porcja elfiego cukru skończy się utratą kontroli.
- I kto to mówi. - Idący obok niej Aidan uśmiechnął się z przekąsem. - Tobie wystarczy jeden Miedziany.
- Ale mnie szybko bierze i równie szybko mija – odparowała. - Gorzej, jeśli się nagromadzi w organizmie i potem uderzy do głowy.
- Nie przypominam sobie, żeby Alex kiedykolwiek narzekał na skutki uboczne.
- To są jakieś skutki uboczne? - zdumiała się. - Myślałam, że elfi cukier jest niegroźny.
- Słusznie. Z tym, że jeśli nie potrzebowałaś nigdy wypić tego niebieskiego paskudztwa, to możesz z czystym sumieniem uważać się za szczęściarę.
Gdy dotarli między pierwsze drzewa, Aidan polecił siostrze, Vesperze i Draconowi, by każde z nich złapało go mocno za ramię. Chwilę później zdeportowali się.
Draco zapamiętał to doświadczenie dość mgliście, może dlatego, że był nieco rozkojarzony z powodu zmęczenia, które zaczynało dawać o sobie znać, świeżych wrażeń związanych z białą nocą oraz, przede wszystkim, Vespery. Dlatego łatwiej niż zwykle przyszło mu znieść nieprzyjemne, choć znane mu już uczucie nasuwające skojarzenia z przeciskaniem całego ciała przez gumową rurę. Wkrótce znaleźli się na miejscu.

Pensjonat okazał się szerokim, dwupiętrowym budynkiem wzniesionym z pomalowanego na czerwono (w charakterystycznym odcieniu falu) drewna. Dość surowy w konstrukcji, miał jednak swój urok, czego Draco nie omieszkał zauważyć. Wydawał się wynurzać z gęstwiny drzew iglastych, okalających go z trzech stron. Dodatkowo, aby podkreślić przynależność do magicznego świata, właściciele pokusili się o dobudowanie w tylnej części domostwa niedużej wieży ze spiczastym dachem. Całość, choć w większości wypadków okazałaby się niewypałem, tym razem wpadła zaskakująco dobrze.
Rozległ się dość głośny huk, i przed budynkiem pojawili się Magnus, Alex i Odilion. Alex wyraźnie wracał do formy, jako że dotarł do drzwi bez niczyjej pomocy. W środku wszyscy trzej bez zatrzymywania się przeszli do dalszych pomieszczeń, znikając z pola widzenia. Wyraźnie czuli się tu tak swobodnie, jak we własnych domach.
Główny hol wywarłby niemiłe wrażenie chyba tylko na kimś, kto nie toleruje żadnego wystroju poza minimalistyczną, nastawioną wyłącznie na użyteczność nowoczesnością. Piękne, delikatne rzeźbienia pokrywały ścienną boazerię, której czekoladowa barwa doskonale pasowała do karminowych dywanów leżących na podłodze. Hol był wysoki na dwa piętra, a podtrzymujące strop belki same w sobie były istnym dziełem sztuki: uformowano je na kształt gałęzi odchodzących od pnia drzewa, wyrzeźbionego z potężnej kolumny tkwiącej w samym środku domu. Nie koniec na tym: niektóre części tej monumentalnej rzeźby były ruchome. Spośród drewnianych, lecz poruszających się niczym pod wpływem wiatru liści, wystawały figury orła, sokoła i umieszczonego ponad nimi koguta. Poniżej, po gałęziach drzewa biegały ożywione jelenie, co najmniej trzy*. Draco przez dłuższą chwilę zapatrzył się na małą, niestrudzoną wiewiórkę, która bez ustanku biegała w dół i górę pnia, z rzadka zatrzymując się, by rozejrzeć się wokół lub zamachać ogonem. Dotarła właśnie do korzeni, gdzie z kolei można było podziwiać figury wilka, dzika, wkomponowanej w korę głowy mężczyzny (trzy razy większej od ludzkiej, i lekko pochrapującej przez sen), a także zabawnego małego smoka, podgryzającego odrastający wciąż konar.
- To Yggdrasill – wyjaśniła Draconowi Vespera. - Jesion podtrzymujący świat. Alex zna dokładne nazwy wszystkich tych zwierząt, Tori chyba też, ale mnie ciągle się mieszają... Wstyd, żeby Hiszpan i Angielka więcej wiedzieli o skandynawskiej mitologii niż Szwedka, ale nic na to nie poradzę.
- Nie przejmuj się – pocieszył ją Malfoy. - Pewnie i tak bym nie zapamiętał. Połamię sobie język nawet na nazwie tego drzewa.
- To ją poproś, żeby cię nauczyła szwedzkiego. - Viktoria pojawiła się za nimi, obejmując oboje za ramiona w taki sposób, by znaleźć się pomiędzy nimi. - Obydwoje skorzystacie.
- Tori, są wakacje, na Odyna! - Vespera przewróciła oczami. - Mogłabyś odpuścić temat nauki? Jakiejkolwiek?
- Samokształcenie powinno trwać całe życie – odparła Black, z tą niezłomną pewnością osoby wiedzącej, o czym mówi.
- Czy to drzewo z waszego salonu jest jakoś zainspirowane tym Ygg...coś tam? - zapytał Draco, pospiesznie zmieniając temat.
- Jak najbardziej. - Viktoria entuzjastycznie kiwnęła głową. - W wielu czarodziejskich domach w Szwecji można spotkać takie symboliczne „drzewa kosmiczne”, zwykle są osią domostwa, albo nawet całego terenu należącego do danej rodziny. Tak jest na przykład u von Sternbergów.
- Tyle, że nasze „drzewo”, to raczej kolumna podporowa, i zdecydowanie mniej okazała, niż ta tutaj – przypomniała przyjaciółce Vespera.
- Ale starsza. Ten Yggdrasill nie jest nawet skończony – odparowała Viktoria. - Brakuje Norn, a nie przypominam sobie, żeby dzik Saehrimnir był tu w zeszłym roku. No, ale czym innym jest liczący sobie kilka lat pensjonat, a czym innym siedziba rodowa, zamieszkana od... dwunastu pokoleń?
- Czternastu – sprostowała panna von Sternberg.
- Przepraszam. W każdym razie, w naszym pierwszym domu też taką mieliśmy, i po przeprowadzce uznaliśmy, że trzeba wnieść w to nowe miejsce jak najwięcej tradycji i magii.
- Zgaduję, że Aidan nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia? - Draco uniósł znacząco brwi, zerkając na Vesperę, która parsknęła przytłumionym śmiechem.
- Pozwoliłam mu wybrać tapety – oświadczyła Viktoria z teatralną wyniosłością. - We własnym pokoju.
To powiedziawszy, cmoknęła każde z nich w policzek, po czym oddaliła się w poszukiwaniu reszty towarzystwa.
- Uwielbiam ją, ale wolałabym, żeby troszeczkę zwolniła tempo. - Vespera uśmiechnęła się lekko. - Czasami mam wrażenie, że cała wiedza świata to dla niej za mało.
- Pewnie to ma związek z jej ojcem – wyraził przypuszczenie Draco. - Może i trafił do więzienia, ale ojciec mówił mi, że w szkole był asem. Niestety, trafił do Gryffindoru, i pewnie to ma związek z tym, co mu się przydarzyło. Ciotce Darii także nic nie brakowało w tej kwestii.
- To ma sens – zgodziła się. - Z kolei Aidan jest w czołówce absolwentów Durmstrangu, stawianych za wzór kolejnym generacjom. Nie ma to jak rodzina geniuszy.
Przerwali rozmowę na moment, ponieważ Aidan, który poszedł porozmawiać z właścicielką, właśnie zbierał wszystkich u stóp schodów.
- No dobrze, to jeszcze dla porządku... Nadal nikt z was nie chce jedynki, tak? - zapytał, obserwując otaczające go twarze. - Zważywszy na to, że chwilowo nie ma innych gości, można jeszcze się zamienić.
- Ja się zamienię, jeśli przyjadą jakieś fajne dziewczyny. - Odilion podniósł rękę. Vespera trzepnęła brata w tył głowy, wywołując głośne: „au”. Nie wydawała się tym wzruszona.
- Lepiej będzie, jeśli go przypilnujemy. - Magnus uśmiechnął się lekko. - Zwłaszcza, jeśli przyjadą jakieś dziewczyny.
- No dobrze. W takim razie tu macie klucze. - Wręczył po jednym Magnusowi i Viktorii. - Zapasowe są w recepcji, gdyby ktoś potrzebował. Teraz migiem na górę, i do zobaczenia przy śniadaniu.
Wszyscy pożegnali się i poszli za jego radą. Alex i Odilion już ziewali, czym zarazili pozostałych, więc pokonali wiodące na umieszczoną z lewej strony holu antresolę stopnie we względnym milczeniu (nie licząc posykiwań, gdy deptali sobie po piętach i kopali w odwecie po kostkach). Dziewczyny zostały przy pokoju numer dwa, natomiast chłopcy przeszli za róg, by na końcu korytarza znaleźć drzwi oznaczone mosiężną piątką. Wewnątrz znaleźli ładny pokój, skąpany w blasku zasypiającego (przynajmniej pozornie) słońca, z czterema łóżkami i ich bagażami na każdym z nich. Ziewając i mrucząc do siebie różne bzdury, chłopcy przebrali się w piżamy, po czym padli na łóżka zaraz po tym, jak Magnus zaciągnął zaklęciem ciężkie zasłony.
Draco jednak bardzo się mylił sądząc, że będzie dobrze spał tej nocy.

Zdawało mu się, że ledwie przyłożył głowę do poduszki, a już chwilę później został gwałtownie wyciągnięty z łóżka. Upadł na podłogę, obijając sobie ramię i biodro, co wydarło mu z gardła zduszony jęk. Zamrugał kilka razy, chcąc przyzwyczaić oczy do panującego w pokoju mroku, ale zanim osiągnął jakiś efekt, ktoś wepchnął do jego ust kawałek materiału, a później założył mu na głowę coś, co przypominało worek. Zaczął się szarpać, ale wtedy trafiło go zaklęcie, które spowodowało całkowity bezwład ciała. Oddychał szybko, ulegając ogarniającej go panice. Nie był w stanie krzyczeć, nie mógł się ruszyć, do tego diabli wiedzą, czego chcą od niego napastnicy. Że było ich przynajmniej dwóch, nie wątpił, bo poczuł, jak jeden chwyta go za ramiona, a drugi pod kolana, po czym został przez nich podniesiony z podłogi. Usłyszał stłumiony dźwięk, który rozpoznał jako towarzyszący otwieraniu okna. Zaraz też został do niego przeniesiony, przerzucony przez parapet, a następnie zepchnięty w dół.
O dziwo, nie zrobił sobie wielkiej krzywdy, ponieważ nad ziemią zadziałało zaklęcie spowalniające. Nie na tyle nisko, by się nie poobijał, ale przynajmniej nic mu w środku nie chrupnęło. Usłyszał, jak obok niego ląduje kolejno kilka osób, ale pierwsza zaczęła tak głośno tupać mu koło głowy, że nie usłyszał, ile było uderzeń o ziemię. Znów został podniesiony przez dwie osoby, które ruszyły w nieznanym kierunku.
Nie mogąc nic zdziałać w chwili obecnej, Draco spróbował opanować panikę. A jeśli chcieli go potajemnie zamordować? Tylko po co w takim razie go wynosili? Najprostszy sposób na zabicie kogoś wymagał raptem kilku sekund, a ci tutaj znali magię. Może nie umieli rzucić Avada kedavra? Ostatni hogwarcki nauczyciel obrony przed czarną magią twierdził, że nie każdy potrafi na zawołanie to zrobić, a kto miałby wiedzieć o tym lepiej, niż śmierciożerca podszywający się pod aurora? Wszystkie inne metody były czasochłonne, i może po prostu nie chcieli robić zamieszania w miejscu pełnym śpiących nastolatków...
Do diabła, pomyślał Draco. Odilion i pozostali z całą pewnością powinni się obudzić przy takim hałasie, którego ci obcy niespecjalnie unikali... Czy w jakiś sposób ich uciszyli? A może zabili? Albo ich też wynieśli. Bo czy można mieć aż tak twardy sen?
Tak czy owak, nie był w stanie teraz nic na to poradzić, więc zajął się swoją sytuacją. Kto mógł chcieć go zabić? Pierwszy na myśl przyszedł mu oczywiście Potter, ale zaraz zrezygnował z tej teorii. Jedyną osobą, którą ten świętoszek mógł chcieć zabić, był Lord Voldemort. Ewentualnie profesor Snape. Draco nie znosił Pottera z wzajemnością, ale nie życzy się śmierci szkolnemu wrogowi. Szlabanu, tak, punktów karnych, owszem, ale nie śmierci. A jeśli on tak myślał, to Potter tym bardziej. Zresztą, jakie były szanse, by spędzający wakacje u mugoli Złoty Chłopiec trafił do odludnego pensjonatu dla czarodziejów w zamorskim kraju? Choćby nie wiadomo jakich miał znajomych dyrektorów szkół, to jednak ten scenariusz był tak naciągany, że Malfoy sam w niego ani trochę nie wierzył.
Trudno mu było znaleźć kogoś, kto życzyłby mu śmierci, więc rozważył inne możliwości. Może porwanie dla okupu? Jego rodzina miała obłędnie dużo pieniędzy, to byłby motyw. W takim wypadku powinien się zastanowić, jakich wrogów mieli jego rodzice... a tu lista zdecydowanie się poszerzyła, w dodatku o znacznie bardziej wpływowe osoby, niż pan Bliznowaty. I nie wszystkim musiało chodzić o pieniądze, a większości z pewnością bardziej zależało na zemście albo przynajmniej na zastraszeniu. W ogóle mu się ta możliwość nie podobała – gdyby chodziło o okup, mógłby mieć nadzieję, że nie zrobią mu krzywdy, tymczasem nie musiało im wcale zależeć na utrzymaniu go przy życiu. Może będą go torturować... Na samą myśl zrobiło mu się słabo.
Najgorsze, że nie miał jak skontaktować się z kimkolwiek – choćby z Aidanem. Ktoś taki jak on z pewnością poradziłby sobie z porywaczami, ilu by ich nie było. Draco mógł się go bać, ale chętnie miałby go w tym momencie po swojej stronie. Problem polegał na tym, że w obecnym przypadku nie dano mu najmniejszej możliwości, by się wykazać.
Czy Viktoria będzie się martwić, gdy odkryje jego zniknięcie? A Vespera? Czy pomyślą, że uciekł? Pewnie nie, bo przecież niby dlaczego miałby? Ale nawet jeśli rozpoczną poszukiwania, może być już za późno...
Nie, to jakiś obłęd... Żeby można było tak po prostu włamać się do zamieszkanego budynku i kogoś porwać! Do czegoś takiego są zdolni chyba tylko śmierciożercy...
Albo Zakon Feniksa. Jakkolwiek Draco miał do nich lekceważący stosunek, to jednak byli wrogami. Nie wiedział, kto konkretnie należy do owej organizacji, ale mówiono mu, że to banda podejrzanych osobników o wątpliwej reputacji, kiepskim pochodzeniu lub ryzykownych sympatiach (choćby wobec mugoli) – a czasem wszystko naraz i jeszcze trochę. Niemniej to właśnie oni dopadli znaczną część pojmanych bądź zabitych śmierciożerców, więc nie mógł im odmówić skuteczności. Lub szczęścia. Dość, by Draco się zaniepokoił. Ich przywódcę, Albusa Dumbledore'a, uznawano powszechnie za najpotężniejszego czarodzieja obecnych czasów (choć pewne środowiska odmawiały mu pierwszeństwa na rzecz Czarnego Pana), i z obecnego punktu widzenia Malfoy zaczynał poważnie wątpić, czy jego dobroduszność nie jest przypadkiem na pokaz. Co to niedawno mówił Alex? Nieraz tak zwani najszlachetniejsi mają najciemniejsze sprawki na sumieniu. Miałoby to sens, bo Draco nie słyszał jeszcze o przypadku, gdy ktoś osiągnął w społeczności czarodziejów wysoką pozycję, unikając ubrudzenia rąk. I nie chciał nawet myśleć, do czego byli zdolni podwładni starego Dropsa, nie będący, jak on, na świeczniku.
Tak, Zakon Feniksa, zdemonizowany do granic możliwości, wydawał się bardziej sensowną przyczyną obecnej sytuacji młodego Malfoya, bo niby z jakiego powodu śmierciożercy teraz, gdy ponownie się jednoczyli, mieliby porywać syna jednego z nich? Nawet osobiste zatargi musiały obecnie zejść na dalszy plan, a gdyby miała to być jedynie nagłośniona zasłona dymna dla innych operacji, to przecież Draco na pewno zostałby o tym uprzedzony. No i nie było tu nikogo, na kim podobne przedstawienie miałoby zrobić wrażenie. Bo przecież Aidan nie mógł należeć do Zakonu... Po prostu nie mógł. Lucjusz Malfoy nie wysłałby jedynego syna do kogoś, kto mógłby mieć powiązania z Dumbledore'em.
W żadnym wypadku się mu nie narażaj.
Nagle przypomniane słowa ojca wywołały w chłopaku niepokój. A może jednak? Może Lucjusz faktycznie żywił obawy wobec Aidana, ale z jakiegoś powodu nie mógł mu odmówić, gdy ten zażyczył sobie przyjazdu Dracona? Dotąd myślał, że chodziło tylko o Viktorię, ale jeśli nie? Jaka mogła być inna przyczyna? Kim, do siedmiu tysięcy różdżek, był Aidan Valerious, jeśli Lucjusz sądził, że należy się go obawiać? I wreszcie, czy Draco złamał ojcowski zakaz i jednak czymś rozzłościł aurora?
Starał się właśnie coś takiego sobie przypomnieć, gdy jego rozmyślania przerwali porywacze, upuszczając go brutalnie na ziemię. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, poza tym, że wciąż na dworze. Powietrze było ciepłe, choć musiało być już późno – opcjonalnie wcześnie, choć nie miało to wielkiego znaczenia. Przyszła mu do głowy całkowicie bezużyteczna myśl, że spodziewałby się na północy kontynentu znacznie chłodniejszych nocy; może miało to związek z tym niezachodzącym słońcem? Ledwie otrząsnął się z tej dygresji – trwała nie dłużej, niż kilka sekund – a poczuł, że uczucie bezwładu opuszcza jego ciało. Chwilę później ktoś go posadził i szarpnął worek, ściągając mu go z głowy. Draco oczekiwał najgorszego... ale chyba nic nie zdołałoby go odpowiednio przygotować na to, co rzeczywiście zobaczył.
Przed sobą ujrzał Magnusa, Aleksa i Odiliona.
Malfoy wyciągnął z ust zatykający je materiał, splunął z niesmakiem, po czym jeszcze raz spojrzał na Berserkerów. Wszyscy trzej uśmiechali się drwiąco.
- To jakieś żarty, czy co? - zapytał, czując wzbierającą w nim złość. Strach zniknął bez śladu.
- Żarty? - powtórzył po nim Odilion. Zaśmiał się nieprzyjemnie. - Żarty były do tej pory, a teraz wreszcie poznasz nas naprawdę.
- Sądziłeś, że ujdzie ci to płazem? - Alex włączył się do rozmowy. Wsunął dłonie do kieszeni dżinsów; Draco był jedynym, który miał na sobie piżamę. - Te umizgi do Vespery, te „braterskie relacje” z Viktorią? One są nasze, i nie zamierzamy ich nikomu oddawać.
- Ciekaw jestem, czy to samo powtórzylibyście Zorianowi – prychnął Malfoy.
- Daruj sobie tego mitycznego narzeczonego – ostudził go Magnus. - Zanim Viktoria skończy siedemnaście lat, bez trudu przekonamy ją do zerwania zaręczyn. Lew już nad tym pracuje.
- Swoją drogą, dzięki za cynk. - Odilion skłonił przed Draconem głowę. - Myśleliśmy nad drastyczniejszymi metodami, a tak nie będziemy musieli uciekać się do łamania prawa. Jeśli ktoś się ożeni z Viktorią, to tylko ja.
- A ja z Vesperą – dodał Alex. - Normalnie rozkwasiłbym ci nos, jak tylko was razem zobaczyłem, ale stwierdziłem, że poczekam, aż nie będzie tego widziała. Jest zbyt wrażliwa na ludzką krzywdę.
- Chyba to niezachodzące słońce przegrzało wam mózgi. - Draco, jak zwykle, gdy sytuacja mu nie sprzyjała, przestawił się na tryb złośliwości. W ogóle przestał się przejmować ewentualnym zagrożeniem ze strony chłopaków. - Dziewczyna nie jest przedmiotem, który można sobie „zarezerwować” wedle uznania. A zwłaszcza taka dziewczyna, jak Viktoria czy Vespera.
- No spójrzcie tylko, jaki rycerski – zaśmiał się Alex.
- Dobra, dość tej gadki. - Magnus spojrzał na Dracona z uwagą, jakby się nad czymś zastanawiając. - Wstawaj. Już.
Draco, choć wcale nie miał na to ochoty, stwierdził, że stojąc będzie mu łatwiej uciec. Wstał więc, dyskretnie zerkając na boki, by ocenić, w którą stronę będzie najbezpieczniej się skierować. Nie mogli być daleko od pensjonatu, ale wokół widział wyłącznie drzewa, głównie iglaste, dobrze widoczne w świetle zachodzącego słońca. Nie będzie łatwo, stwierdził, klnąc w myśli.
- A teraz bierz łopatę i kop – dodał Magnus nonszalanckim, beznamiętnym tonem, zupełnie jakby mówił o dzisiejszej pogodzie. Przez chwilę Draco zastanawiał się, o czym Mortensen bredzi, ale ten wskazał mu podbródkiem znajdujący się nieopodal niewielki kopczyk ziemi, w który ktoś wbił rzeczoną łopatę.
- Że co proszę? - oburzył się Draco. - Chyba was pogięło. I niby po co?
- Jak to: po co? - Odilion zrobił krok w jego kierunku. - Wykopiesz dół, żeby mieć gdzie spocząć po tym, jak cię zabijemy.
Po plecach Dracona przebiegł autentyczny dreszcz. Odruchowo cofnął się o krok.
- Nie zrobicie tego – powiedział, choć już z mniejszą pewnością, niż chwilę wcześniej. W końcu Magnus był przecież mordercą, tak?
- A dlaczego nie? - chciał wiedzieć Alex.
- Jak to wytłumaczycie Viktorii?
- Upozorujemy porwanie – wyjaśnił Odilion. - Zrobimy bajzel w pokoju i ogłuszymy się nawzajem, żeby wyglądało tak, jakbyśmy chcieli ci pomóc. Dziewczyny znajdą nas rano, trochę pokrzyczą, ale będziemy wolni od podejrzeń. A potem...
- Lew – przerwał przyjacielowi Magnus.
- No? - odparł zagadnięty.
- Zamknij się. Dekoncentrujesz kolegę, który ma robotę do wykonania.
- Dobra. - Odilion uniósł nieco ręce, dając do zrozumienia, że odpuszcza sobie dalsze wyjaśnienia. - No to jak będzie z tym kopaniem?
Draco jeszcze raz rzucił okiem w stronę łopaty. Częściowo dlatego, że nie chciał, by dostrzegli w jego oczach, jak bardzo jest przestraszony. Nie potrafił jednak zamaskować, z jaką trudnością przychodzi mu oddychanie. Jego serce biło szaleńczo, a napięte mięśnie zaczynały boleć. Strach rósł w nim coraz bardziej.
Mógłby błagać, albo nawet się rozpłakać, co pewnie prędzej czy później nastąpi. Ale jednego był pewien, i to stało się decydującym czynnikiem podjętej decyzji. Nie pozwoli się upokorzyć przez wykonywanie pracy fizycznej. Berserkerzy, nawet grożąc mu śmiercią, nie mieli władzy, by go do tego zmusić bez użycia zaklęcia Imperius.
- Nie – oświadczył cicho. Poczuł przy tym nieprzyjemną suchość w gardle.
- Co mówisz? - zapytał z ciekawością Alex.
- Nie zrobię tego. Nie jestem jakimś mugolem, żeby się do czegoś takiego zniżać.
Draco nie zauważył, gdy w ręku Magnusa pojawiła się różdżka. Dostrzegł ją dopiero wówczas, gdy jej końcówka dotknęła gardła Malfoya.
- Jesteś pewien? - Głos Mortensena obniżył się do złowieszczego szeptu.
- Możesz mnie zabić, ale nie zamierzam ci w tym pomagać – oświadczył Draco bardziej hardo. Z jakiegoś powodu poczuł się trochę lepiej, choć część jego świadomości miała ochotę wyć histerycznie. W dodatku ta część coraz bardziej opanowywała jego umysł. - Sami sobie kopcie.
Magnus mierzył go jeszcze przez chwilę wzrokiem... bardzo długą chwilę, podczas której czoło Dracona zrosiły krople potu... po czym niespodziewanie opuścił różdżkę.
- Jesteś zadowolony, Lew? - zwrócił się do von Sternberga.
Oszołomiony Draco, wzorem Mortensena, spojrzał na Odiliona. Ten zbliżył się do nich, przez chwilę mierzył Malfoya wzrokiem... po czym uśmiechnął się zawadiacko.
- Jak najbardziej – odparł. Klepnął Dracona po ramieniu. - No, co to za mina? Ogarnij się, bo zmienię zdanie. Zaliczyłeś.
- Co takiego? - Piętnastolatek miał wrażenie, że znów za nimi nie nadąża.
- Próbę ognia – wyjaśnił Alex, również podchodząc. - Lew chciał się przekonać, czy spełniasz wymagania, jakie stawia kandydatom na chłopaka jego siostry, a że nie mamy możliwości obserwować cię przez dłuższy okres, postawiliśmy na stary sprawdzony sposób: nieoczekiwaną sytuację ekstremalną.
- A ponieważ mimo zagrożenia i strachu nie pozwoliłeś się upokorzyć w najgorszy z możliwych dla czarodzieja sposobów, dowiodłeś, że będą z ciebie ludzie – podsumował Odilion.
- Zdajecie sobie sprawę, że macie coś nie tak z głowami? - zapytał ostrożnie Draco.
- Pewnie. – Magnus wzruszył ramionami. - Spędź z nami trochę czasu, a z pewnością się zarazisz.
Odilion objął Dracona po przyjacielsku ramieniem.
- To jeszcze nie oznacza, że możesz oficjalnie uznać się za mojego szwagra, ale przynajmniej wiedz, że nie będę planował dla ciebie bolesnej śmierci za każdym razem, gdy zobaczę cię z Vesperą. Także korzystaj na zdrowie i pamiętaj, że ja zawsze patrzę.
- Tak – dodał Alex kpiąco. - Z najbliższych krzaków. Chodźcie już, bo robi się zbyt ckliwie.
Zgodnie z jego sugestią, wszyscy czterej chłopcy ruszyli ochoczo w drogę powrotną.
___
* w rzeczywistości pięć, ale dwa się schowały

16 komentarzy:

  1. No, Moja Droga! Nareszcie :) Jak widzisz, nie udało Ci się mnie pozbyć, zaglądam co parę dni w nadziei, że coś się jednak będzie działo ;)A co do rozdziału to, niestety, podejrzewałam kolegów o sprawdzanie Draco, bo gdyby ktoś miał go ratować, musiałyby to być dziewczyny, a nie wiem, jak honor Malfoya by to zniósł. Podejrzewam, że mógłby nie wyjść z szoku, schować się pod łóżkiem i udawać, że nie istnieje :PTo powodzenia z licencjatem, trzymam kciuki i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział naprawdę świetny! Długi, ale trzymający w napięciu i dobrze się go czytało. Tylko ta czcionka Comic sans trochę psuje wygląd bloga, ale tak poza tym, jest ok. [skrajnie-rozni]

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!Chciałam poinformować, że z okazji Międzynarodowego Dnia Pisarzy na http://rejestr.blog.onet.pl pojawił się konkurs literacki. Zapraszam do zapoznania się z zasadami i zgłoszenia, jeżeli Cię on zainteresuje.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mistress Vanity10 marca 2012 14:54

    Zawsze miło wiedzieć, że są takie osoby, jak Ty, które jeszcze tu zaglądają :) Nawet nie wiesz, jak każdy kolejny komentarz motywuje do pisania :DEch, młody pan Malfoy i jego honor... Dość ryzykownie jest się wypowiadać w tej kwestii, jako że Draco ma wiele oddanych fanek (łącznie ze mną), ale żadna miłość nie powinna być ślepa. Zdarzały mu się pewne niehonorowe zachowania, ale rowlingowski Draco jest bardzo niedojrzały, do tego na końcu niepewny i zagubiony. Wierzę w duchowe przemiany, a że lubię tego pana, być może uda mi się go nieco zrehabilitować. Jeśli się tak stanie, zapewne Berserkerzy będą mieli w tym swój udział. Dziewczęta również. Viktoria jest dla Dracona ważną osobą, a z czasem to się tylko pogłębi...Miałam alternatywny pomysł, by Viktoria uczestniczyła w całym tym porwaniu, ale nie pasowało mi to do przyszłych planów wobec niej, więc zrezygnowałam. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mistress Vanity10 marca 2012 14:56

    Dziękuję, starałam się :)A tę czcionkę lubię, choć może faktycznie jest taka trochę rozmazana...

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż, chyba żaden męski honor nie zniósłby dobrze bycia ratowanym przez dziewczyny i tylko to miałam na myśli. W żadnym wypadku nie zamierzałam obrażać ani Dracona, ani jego fanek - bo po prostu sama też go lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Było warto tyle czekać na tak długi i tak ciekawy rozdział. Ostatnia akcja powaliła mnie na kolana. Genialny pomysł! Berserkerzy rządzą! Załatwili Draconowi niezapomniane wrażenia. Biedaczysko. Nie zdziwiłabym się, gdyby po tym wszystkim trzymał się od nich zdaleka. Są naprawdę zdrowo rąbnięci, z tego co widzę. Chwała im.Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  8. Mistress Vanity10 marca 2012 18:49

    A o to już musiałybyśmy zapytać jakiegoś chłopaka ^^ Choć podejrzewam, że nawet jeśli zniósłby, to nie dałby tego po sobie poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mistress Vanity10 marca 2012 18:51

    Ha, a co jeśli on chciałby być równie rąbnięty, jak oni? ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się że wreszcie napisałaś.Bardzo fajny rozdział zwłaszcza ''próba ognia''.Wrzucaj szybo nową notkę najlepiej z Voldemortem w roli głownej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mistress Vanity20 marca 2012 19:56

    Dziękuję :) Rozdziału niestety prędko nie będzie, a Voldemort w większej ilości na razie jest wyłącznie w planach... Nic nie poradzę na to, że świetnie mi się o nim pisze, ale jednocześnie bardzo trudno, więc muszę uważać, żeby nie zepsuć scen z jego udziałem. Ale bardzo się staram :)

    OdpowiedzUsuń
  12. fanfiction@onet.pl22 marca 2012 21:53

    Blogi składają się w większości z opowiadań. A opowiadania dzielą się na jeszcze liczniejsze grupy. Jedną z nich jest FanFiction. Każdy z nas ma ulubiony film, serial, książkę... Ale lubić coś - to nie wyczyn. Bo przecież lubić można psy, deskorolkę, wypady do kina z przyjaciółmi... Natomiast sztuką jest pisanie na podstawie tego, co się lubi.Zapraszam do nowo powstałego Katalogu Opowiadań FanFiction!http://katalog-fanfiction.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy będzie następny rozdział???? :) :)

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Spam ] Jesteś żądny / a przygód , walki , a może romansu ? A może po prostu chcesz dowiedzieć się jak potoczy się życie młodej i pięknej Eleanar ? W tym opowiadania znajdziesz walkę , romans , zwariowane przygody i czasem nutkę namiętności . Zapraszam ! I przy okazji zostaw po sobie jakiś ślad ,abym wiedziała ,że odwiedziłeś / aś ! ----- > deszcz-niekonczacych-sie-mysli.blog.onet.pl P S . Możesz mnie informować o nowych notkach ? Byłabym wdzięczna

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgłoś swojego bloga do oceny na elizjum.blog.onet.plPozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Masz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?[www.gaol.blog.onet.pl](Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)Szukamy też oceniających, jeśli Cię to interesuje.

    OdpowiedzUsuń