poniedziałek, 10 września 2012

Rozdział siódmy: Do czego służą orzeszki

Chciałam dodać ten rozdział wczoraj, ale Onet odmówił wpuszczenia mnie na moje konto, macie pojęcie? Ale się wystraszyłam… Oby zapowiadane zmiany w zarządzaniu blogiem oznaczały między innymi koniec takich niemiłych niespodzianek. Jak nie, przemęczę się do końca tego tomu na Onecie, a z dwoma pozostałymi przenoszę się do konkurencji. Tymczasem pozwolę sobie na chwilę oddechu i zabieram się za ósemkę, zmiany w poprzednich rozdziałach na razie sobie darując, bo i tak pewnie chwilę zajmie mi ogarnięcie nowego systemu, który ma się pojawić na dniach. Życzcie mi weny, bo ostatnio coś mnie zawodzi…

Rzekłam. A teraz zapraszam do lektury.

***
Viktoria wślizgnęła się do pokoju zajmowanego przez brata, zamykając za sobą drzwi. Aidan odwrócił głowę od okna i spojrzał na wchodzącą. Łagodne światło pokojowych lamp (białe noce to w końcu jednak noce) padło na jej buzię; delikatna opalenizna, jaką zyskała na początku tego lata, zapewne jeszcze się trochę poprawi, ale zniknie, nim w Durmstrangu pojawi się pierwszy śnieg. Martwiłby się tym, gdyby ta bladość wiązała się ze słabym zdrowiem, ale Viktoria nigdy nie chorowała, nawet na banalne przeziębienie. Kiedyś go to dziwiło, potem przywykł i zaczął się z tego cieszyć. Ale mimo wszystko lubił, gdy miała więcej koloru na twarzy. Mniej wówczas przypominała ojca.
- Jeszcze nie śpisz? – zapytał siostrę.
- Nie zasnęłabym – oświadczyła. Miała tę szczególną minę, upodabniającą ją do małego, ciekawskiego chochlika – ewidentnie chciała o coś zapytać. I chyba dobrze wiedział, o co. – Mieliśmy pogadać.
- Skoro tak twierdzisz… – odparł z uśmiechem. – Chodź, Księżniczko.
Poklepał miejsce obok siebie na wyściełanym okiennym parapecie. Dziewczyna usiadła, podciągając nogi pod brodę i spoglądając na niego sponad kolan. Czasem tak jeszcze miała – odruchowo przyjmowała tak zwane bezpieczne, osłaniające pozycje, jakby w obawie przed atakiem. Z tego co wiedział, przeżyła świadomie tylko jedną prawdziwie niebezpieczną sytuację w życiu – chyba, że Lucjusz coś przed nim ukrył – ale te zachowania miały miejsce już wcześniej. Albo więc w jakiś sposób zapamiętała tamtą noc, gdy zginął ich ojciec, albo sama świadomość bycia jego córką skutkowała postawą obronną wobec świata, dla którego Lord Voldemort był postacią jednowymiarową – złem wcielonym. A choć z czasem Aidan zauważył wyraźną poprawę, jego siostrze wcale nie pomógł pożar sprzed kilku lat.
- Co to było za niepokojące zdarzenie? – zapytała wreszcie. Wesoły chochlik gdzieś zniknął, robiąc miejsce nagle spoważniałej nastolatce.
Aidan zdał jej więc relację z wydarzeń poprzedniej nocy, nie wdając się w zbyt dokładne szczegóły dotyczące przebiegu pościgu za czarownikiem. Słuchała w ciszy, a w przewidzianym momencie jej duże szare oczy rozbłysły czymś, co młody auror widywał u niej bardzo rzadko. I poczuł się winny, że za chwilę zgasi ten blask. Ale nie było innego wyjścia.
- Dan… Czy to możliwe… - Jej głos drżał z emocji. – Czy jest jakakolwiek szansa, że tata żyje?
- Nie. Jego zaklęcia przestały działać, również to, które czyni Mroczny Znak widocznym. Zapytaj któregokolwiek śmierciożercę.
- To przecież tylko hipoteza! W końcu przetrwało tyle starożytnych zaklęć, na przykład w szkołach magii, a ich twórcy dawno nie żyją. Nie ma pewności, czy to śmierć je zrywa. Może utracił część mocy, ale…
- Nie można uniknąć konsekwencji Avada kedavra – przerwał jej.
- A Potter? Jemu się udało.
- Owszem, i też nie wiem, jak. Ale zaklęcie odbiło się, trafiając w ojca. To z całą pewnością było to zaklęcie. Ojciec poszedł tam zabić Harry’ego Pottera. Tylko dlatego. Jaki zresztą cel miałoby torturowanie dziecka, gdy rodzice już nie żyją?
Musiała przyznać mu rację. W końcu to on był specjalistą od czarnoksiężników.
- A co z ciałem? Nigdy go nie znaleziono.
- Nie, Księżniczko. Nigdy nie ujawniono, czy je znaleziono. Co nie jest takie znowu głupie. Wiesz, że ostatni składnik eliksiru wielosokowego nie musi pochodzić od żywej osoby?
- Dan, przerażasz mnie.
- Podchodzi to już pod czarną magię, ale takie są fakty. Historia magii zna przypadki cudownych powrotów ze świata zmarłych, które były jedynie podstępną manipulacją. Wyobrażasz sobie to zamieszanie, gdyby nagle ojciec – prawdziwy czy fałszywy – powrócił?
- Pewnie i tak w mniejszym stopniu, niż powinnam. – Uśmiechnęła się blado. – Wybacz mi, ale ty nie wiesz, jak to jest – czuć więź z kimś, kogo się właściwie nie zna. Z matką tak nie mam, tylko z nim. Jakby…
- Wiem – zapewnił łagodnie. – Jakby nie chciał, żeby o nim zapomniano. Świat magii nigdy o nim nie zapomni, Księżniczko. Ty i ja też nie. Ale nie ma go w naszej przyszłości, a to na niej musimy się skupić.
Wiele razy już przerabiali ten temat, ale Anahita, żona Aymera, doradzała Aidanowi rozmawiać z Viktorią, ile tylko się da. Trudno jest z dystansu spojrzeć na dorastającą nastolatkę, zwłaszcza, gdy samemu ledwie się wyszło z tego okresu, ale był jedyną osobą, która mogła jej pomóc poradzić sobie z poczuciem straty i młodzieńczym buntem wobec praw rządzących światem. Skoro jednak jako dziewiętnastolatek potrafił przejąć wyłączną opiekę nad prawie dziesięcioletnią smarkulą, nie zostawi jej samej sobie przy pierwszej przeszkodzie.
Choćby miał jej do znudzenia tłumaczyć, że nie ma takiej magii, która zwyciężyłaby śmierć.
- No dobrze. – Viktoria poddała się. Na razie. – Wobec tego, jeśli to nie tata, kto niby powrócił do twojego życia?
- A pamiętasz, że w szkole, poza Aymerem i Bastienem, miałem jeszcze jednego kumpla?
- Mam prawo nie pamiętać. Nie znałam Tidala. Czyli to on?
- Nikt inny nie przychodzi mi na myśl. Z żywych – dodał, nim siostra wykorzystała okazję powrotu do swego ulubionego tematu-rzeki. – Oczywiście, zakładając, że ta wizja jest wiarygodna, a Tidal wciąż żyje.
- Niby czemu miałby nie żyć?
- Rozmawiałem dziś ze starszą panią Brynjolf, która twierdzi, że Hedra wróciła do kraju bez niego.
- Tylko mi nie mów, że zasugerowała, żebyś przemyślał powrót do tej… - Viktoria przezornie nie dokończyła, choć w stosunku do Hedry Aldhem chętnie posłużyłaby się wszystkimi znanymi sobie malowniczymi określeniami, których używanie zarówno jej wuj, jak i brat, zdecydowanie potępiali.
- Bingo. – Aidan uśmiechnął się.
- Z całym szacunkiem dla pani Brynjolf, pobłażanie dla rodziny powinno mieć jakieś granice.
- Ciekawy pogląd u osoby, która przez większość życia była rozpieszczana przez rodzinę bez jakichkolwiek granic.
- Na szczęście w porę pojawił się wybawca. – Viktoria pokazała bratu język. – Ale czy myślisz, że Hedra mogła zabić Tidala?
- Nie, prawdę mówiąc, raczej nie. Nic by tym nie zyskała. Pani Brynjolf twierdzi wprawdzie, że Hedra myśli o rozwodzie, ale nawet jeśli, to najszybciej jest to fortel, by pogodzić się z rodziną i trochę ich ułagodzić. Zbyt wiele dla niego poświęciła.
- Jesteś pewien, że nic by nie zyskała? – Viktoria zerknęła podejrzliwie na Aidana. – Bastien opowiadał, że to była twoja wielka miłość.
- „Była” jest tu słowem kluczowym.
- A ponoć pierwszej się nie zapomina… Co w twoim przypadku najwyraźniej się sprawdza, bo odkąd cię znam, twój najdłuższy związek trwał dwadzieścia dwa dni.
- Liczyłaś? – zdumiał się Valerious.
- Aha. Za każdym razem robiliśmy z Bastienem zakłady. Zawsze wygrywał.
- Nie wątpię, był całkiem niezłym obserwatorem. Tobie jednak daleko do niego, więc pogadamy, jak przeżyjesz swoją pierwszą miłość.
- Na pewno nie w najbliższej przyszłości – oświadczyła z powagą. - Mam ważniejsze rzeczy na głowie, typu egzaminy po piątym roku.
- Chyba za często przebywasz z Aymerem.
- Aymer, poza tym, że jest świetnie wykształconym uzdrowicielem, jest też żonaty, w przeciwieństwie do niektórych innych specjalistów od związków. Także wolę opierać się na jego doświadczeniach.
- Przypominam ci, że gdyby nie historia twojego spotkania z bratankiem Anahity, zapewne nigdy by nie doszło do tego małżeństwa.
- Wspaniały z ciebie przyjaciel, wiesz?
- Tylko realista, niestety.
- Żadne niestety. Ale chciałabym poznać dziewczynę, która obudzi w tobie optymizm.
- Oglądasz ją codziennie w lustrze, Księżniczko.
- No przecież wiem, że żadnej nie będziesz kochał tak jak mnie. Mówię o zdobywczyni drugiego miejsca.
- Przedstawię ci ją, gdy tylko sam ją znajdę.
- Ale uważaj na tą Hedrę, dobrze? Kiedy pojadę do szkoły, nie będzie komu wydrapać jej oczu.
- Z Hedrą dam sobie radę.
- Obiecujesz?
Aidan uśmiechnął się do siostry.
- Obiecuję.

- Tori! Ves! Pobudka! – zawołał Odilion, pukając do drzwi sypialni dziewcząt kilkanaście minut po godzinie siódmej rano.
Alex i Draco stali obok, potężnie ziewając – ich organizmy dopiero teraz odczuły skutki wczorajszych tańców i nocnej eskapady. Najlepiej trzymał się Magnus, którego żadna siła nie zaciągnęłaby na parkiet, ale, jako że ziewanie jest zazwyczaj czynnością grupową, chwilami i on nie dał rady się powstrzymać.
- A może już wstały? – zasugerował Draco.
- To na pewno – odparł Alex, przecierając dłonią prawe oko. – Teraz się czeszą i wybierają ciuchy, ale w ich przypadku odbywa się to niejednokrotnie w półśnie.
- Tori, zjem całe masło czekoladowe – oświadczył Odilion zamkniętym drzwiom. – Calutkie. Nie zostanie ci nic do tostów. – Pochylił się, przyłożył ucho płasko do dziurki od klucza, po czym nasłuchiwał pełne pięć sekund. – Nie rozumiem. Powinna już wyjść i czymś we mnie rzucić.
- Odsuń się. – Magnus przewrócił oczami, podszedł i nacisnął klamkę. Odilion nie zdążył go posłuchać, więc gdy drzwi się otworzyły, stracił równowagę i runął do przodu.
- Auć! – jęknął z obecnej, przypodłogowej pozycji. – Mógłbyś uważać.
- Ostrzegłem cię – przypomniał Mortensen. – A dziewczyny zdecydowanie już wstały. I wyszły.
Draco i Alex zbliżyli się, żeby zza ramion Magnusa zajrzeć do pokoju.
- No, to przynajmniej się nam nie oberwie za wtargnięcie bez zaproszenia – zdawkowo zauważył Odilion, podnosząc się z podłogi.
Magnus spojrzał na niego z ukosa.
- Zważywszy na brak reakcji, opcje były dwie. Albo śpią, albo ich nie ma. A śpiąc, miałyby zamknięte drzwi.
- Dziel się czasem tymi opcjami, panie mądry – zaproponował Odilion. – Bo pomyślę, że celowo próbujesz udowodnić swoją wyższość intelektualną, wyczarowując wnioski z powietrza nawet o porze niestosownej do sensownego myślenia.
- W twoim przypadku każda pora pasuje do tego opisu – zauważył Magnus z lekkim uśmiechem. – No, idziemy, bo masło czekoladowe zje Tori i wtedy zobaczymy, kto się będzie śmiał.
- Ja. – Von Sternberg wzruszył ramionami. – Nie brakuje mi dystansu do siebie.
- Merlin świadkiem, że masz za co w takim razie dziękować – oświadczył Alex, kierując się w stronę schodów. Byli w połowie drogi na dół, gdy Odilion wrzasnął.
- Na Odyna, co znowu? – spytał Magnus, odwracając się do tyłu. Von Sternberg rozcierał sobie tył głowy, rozglądając się wokół.
- Coś mnie uderzyło – pożalił się. Podbiegł kilka stopni wyżej i podniósł ze schodów jakiś mały przedmiot. – Orzeszek?
- Orze… Auć! – Alex złapał się za głowę. Chwilę później Draco też poczuł uderzenie w tył czaszki. A potem orzeszki posypały się niczym deszcz; chłopcy próbowali się zasłaniać, ale niewiele to dało, podobnie jak ucieczka w dół. Ulewa orzeszków podążyła za nimi.
- Rozdzielić się i pod meble! – zarządził przytomnie Magnus. Pozostała trójka bez zastanowienia go posłuchała. Draco i Odilion schowali się za kontuarem recepcjonisty, Alex rzucił się na podłogę i wtoczył pod stolik, na którym stał wazon z kwiatami. Kiedy próbował wygodniej się ułożyć, strącił bukiet na podłogę, rozbijając naczynie.
Magnus tymczasem przeskoczył przez sofę, po czym przykucnął za nią. Osłonił oczy dłońmi i nie zważając na uderzające go co chwilę orzeszki, wyjrzał zza tymczasowej bariery. Nie zajęło mu wiele czasu ustalenie przyczyny tej jadalnej ulewy, jednakże zaskoczyło go umiejscowienie źródła zamieszania. Schował się, wyjął różdżkę, odliczył w myśli do trzech, po czym ponownie się wychylił, wypowiadając zaklęcie.
- Prohibeo maxima!
Orzeszki nagle znieruchomiały. Zachęceni ciszą, Odilion i Draco wychylili się zza kontuaru; obaj pogryzali niedawne pociski. Alex wyczołgał się spod stolika, pytająco spoglądając na Magnusa.
- Skąd to diabelstwo się wzięło? – zapytał.
- A jak myślisz? – Mortensen uśmiechnął się. W tym samym momencie gdzieś spod sufitu dobiegł ich czyjś śmiech. Wszyscy czterej zadarli głowy, by ujrzeć pomiędzy wiszącymi w powietrzu orzeszkami, że na najwyższych konarach drzewa podtrzymującego strop leżą na brzuchach Viktoria i Vespera. Dziewczyny zaśmiewały się do rozpuku, przytrzymując się gałęzi, by nie spaść.
- Jak się tam dostałyście? – chciał wiedzieć Odilion. – Ja zawsze chciałem tam wejść! – dodał z żalem w głosie.
- Myślisz, że ci to zdradzimy? – odpowiedziała przekornie Viktoria, nieco się uspokoiwszy. – A tak gwoli ścisłości, Alex, jeśli chodzi o robienie czegoś w półśnie – pozwól sobie przypomnieć, że osoba, która pewnego pięknego poranka jakieś dwa lata temu pojawiła się na śniadaniu w szkolnym refektarzu w samym szlafroku, nie była ani mną, ani Vesperą.
- Miałem bokserki – nadąsał się Alex.
- Racja – zgodziła się Vespera. – W misiaczki.
- Nieprawda, w pandy – poprawił Mannerheim. – Nie znasz się.
- Jakoś to przeżyję – zaśmiała się dziewczyna. Spojrzała na Viktorię, która sięgnęła po zaczepioną o gałęzie koronkową parasolkę. Otworzyła ją niespiesznie, po czym uniosła nad głowę i zsunęła się z konara.
Chłopcy – poza Magnusem – wydali okrzyk zgrozy, pewni, że dziewczyna zaraz uderzy o podłogę, łamiąc kark. Ona jednak opadała lekko i z wdziękiem, teatralnie podtrzymując wolną dłonią rąbek sukienki. Dotarłszy na dół, złożyła parasolkę i spojrzała w górę.
- W porządku, zadziałało!
Kilka chwil później Vespera, z własną parasolką w dłoni, stanęła obok przyjaciółki.
- Zaklęcie Opornego Powietrza, tak? – zainteresował się Magnus.
- Aha. – Viktoria skinęła głową. – Nie byłam tylko pewna, czy działa. No i działa.
- Kiedyś te twoje eksperymenty źle się skończą – stwierdził ponuro Odilion.
- Marudzisz. Najwyżej coś sobie uszkodzę, a dzisiejsza magiczna medycyna nie ma lekarstwa już chyba tylko na śmierć. No i na czarną magię.
- I na ludzką głupotę – dodał usłużnie Alex, za co Viktoria wymierzyła mu uderzenie parasolką - ale nie trafiła, bo w ostatniej chwili usunął się na bok.
- Milcz, pando, i napraw ten stłuczony wazon.
- A co zrobimy z tym? – zapytał Draco, wskazując na unoszące się wszędzie orzeszki.
- Proponuję konkurs – zasugerował Odilion. – Kto zbierze najwięcej, zostanie Orzeszkowym Królem… albo Królową… i dostanie buziaka od Tori.
- Sama sobie buziaka dać nie mogę – stwierdziła Viktoria – więc to lekko nie w porządku.
- No to ty dostaniesz ode mnie. – Odilion wyszczerzył się do niej.
- Mam lepszy pomysł – stwierdziła Viktoria. – Ten, kto zbierze najmniej, przez cały dzień będzie niewolnikiem zwycięzcy.
- Zgoda – odparł szybko Alex. – Tym razem ci się odpłacę, Magnusie – zwrócił się do przyjaciela.
- Nie licz na to – ostudził go Odilion. – Jak dotąd Magnusowi tylko raz zdarzyło się być niewolnikiem.
- Tori oszukiwała – dodał Magnus.
- Bo nikt nie zastrzegł, że nie można. – Viktoria wzruszyła ramionami. – Ale żałuję, że nie wiedziałam wtedy, jak nie znosisz tańczyć.
- Nie wątpię, że zaserwowałabyś mi walca.
- Walca? Raczej tango albo quickstepa. Walca jeszcze ze mną zatańczysz z własnej woli.
- W porządku – obiecał, lekko się uśmiechając. - Kiedy spotkam się z Czarnym Panem. Innymi słowy, po moim trupie.
- Co to za zabójca, nie będący dobrym tancerzem? - dokuczała przyjacielowi Viktoria. - Sam sobie psujesz opinię.
- Mam gdzieś opinię – stwierdził Magnus. Nie tylko była to prawda, ale też element jego reputacji.
- A co taki niewolnik ma robić? – zapytał Draco.
- Wszystko, czego zażąda zwycięzca – odparł Odilion. – Aha, macanie mojej siostry jest zabronione.
- Od razu zakładasz, że przegram? – prychnęła Vespera. – Okej, masz u mnie gwarantowane karne zadanie, jeśli zostaniesz moim niewolnikiem.
- No dobra, na pozycje – zakomenderował Mannerheim. Wszyscy stanęli w okręgu, twarzami do siebie, trzymając po duplikacie małego, brzuchatego wazonu, który Alex naprawił i skopiował. – Każdy ma różdżkę?
Rozległy się odgłosy zbiorowego przetrząsania kieszeni i zakamarków szat, ale w chwilę potem wszem i wobec ukazało się sześć drewnianych różdżek.
- Gotowi? Start!
Po tych słowach nastąpił ogólny chaos. Wszyscy momentalnie odwrócili się i rozbiegli po holu, wykrzykując formułki zaklęcia przywołującego. W pewnej chwili orzeszki ponownie ożyły i zaczęły grzmocić ich po głowach; trudno było stwierdzić, czyja to sprawka. Jęki i złorzeczenia mieszały się z radosnym śmiechem, gdy nastolatkowie starali się unikać uderzeń, jednocześnie łapiąc orzeszki do wazonów. Odilion wciąż wpadał na meble, ślizgając się na leżących na podłodze bakaliach, Alex raz prawie ponownie stłukł wazon, ale ostatecznie upadł na plecy, ratując naczynie kosztem kilku garści orzeszków, które wysypały się i zostały natychmiast zgarnięte przez Vesperę. Dziewczyna była bardzo szybka, czego Draco nie omieszkał zauważyć, a przy tym mała i drobna, przez co miała przewagę nad mniej zwinnymi chłopakami. Przez moment zastanawiał się, czy może nie wyrzucić części orzeszków, ale uznał, że nie powinien się zbłaźnić zajęciem ostatniego miejsca, a w zamian chętnie przyjrzy się, jak wygląda w praktyce odbiór nagrody – skoro wolno wszystko, a w wydaniu Berserkerów, jak się już przekonał, wszystko może naprawdę oznaczać wszystko, lepiej było nie ryzykować sprawdzenia tego na własnej skórze. Przestał więc przyglądać się konkurentom i wrócił do zbierania.
W pewnej chwili, nie patrząc gdzie idzie, zderzył się z Vesperą. Wzajemne przepraszanie zajęło im tylko kilka sekund, ale przez ten czas pozostali nadal zbierali orzeszki, jednocześnie rzucając w przeciwników zaklęcia inne niż przywołujące – a niektórzy robili to na tyle dyskretnie, że trudno byłoby ustalić sprawcę. Wkrótce wszystkie bakalie znalazły się w wazonach – a przynajmniej zostały tam wrzucone.
- Hej! – oburzyła się Vespera, zaglądając do swojego naczynia. – Znowu to samo? Czarne dziury pochłaniające fanty są już nudne, Alex!
- Kiedy to nie ja – oburzył się Mannerheim, przytulając swój wazon.
- Patrz, bo ci uwierzę!
Draco zerknął na ilość zebranych przez koleżankę orzechów. Faktycznie, było ich znacznie mniej, niż wówczas, gdy na siebie wpadli. Spojrzał na swoje zdobycze, ale tych było tylko trochę więcej, niż u Vespery – czyli tyle, ile powinno. Najwidoczniej dali mu taryfę ulgową.
- No trudno, Ves, liczymy – odezwał się Odilion. Albo Draconowi się zdawało, albo na ustach chłopaka przez chwilę gościł lekki uśmieszek… - Magnus, zechcesz…?
Mortensen zwrócił różdżkę w stronę własnego naczynia. Stuknął w nie lekko.
- Numerare – mruknął. Nad wazonem uniósł się obłoczek dymu, który uformował się w ciąg cyfr. – Tysiąc sześćset trzydzieści dwa.
Magnus odstawił naczynie na pobliski stolik, po czym podszedł do Vespery i powtórzył zaklęcie.
– Siedemset dziewięćdziesiąt sześć. – Następny był Draco. – Tysiąc dwieście trzydzieści pięć.
Przy Aleksie wystąpiła anomalia – wazon był niemal pełny, ale zaklęcie wykazało tylko sześćset siedemdziesiąt dziewięć orzeszków.
- Może źle wymówiłeś spółgłoskę? – zapytał niewinnie Alex. Magnus tylko na niego spojrzał, uśmiechnął się krzywo i włożył rękę do wazonu. Po chwili wyciągnął dłoń, trzymając w niej maleńkiego, okrągłego misia pandę. Przy okazji rozsypał część orzechów.
- Sprytna próba – zaśmiał się Odilion, pogryzając kolejną porcję przekąsek.
- A ty tak strasznie chcesz przegrać, że zjadasz nawet własny łup? – zainteresował się Alex.
- Głodny jestem. I jak na razie to ty przegrywasz, oszuście.
- Już nie – stwierdził Magnus. – Lew, masz sześćset pięćdziesiąt siedem.
- No nie – skomentował spokojnie Odilion. – Cóż ja, biedny, pocznę?
- Pójdziesz na służbę do Magnusa – wtrącił Alex.
- Chciałbym złożyć wniosek o oszustwo w ocenianiu – oświadczył Odilion. – To trochę podejrzane, żeby sędzia miał najwięcej punktów.
- Jest jeszcze Tori – przypomniał Magnus. – Numerare. – Uderzył różdżką w wazon Viktorii. Wszyscy wyciągnęli szyje, by dostrzec liczbę. – Tysiąc osiemset dziewiętnaście. Mamy ewidentną zwyciężczynię.
- Wybacz. – Viktoria mrugnęła do niego.
Chwilę później, po wysłaniu orzeszków, dodatkowych wazonów i pandy w niebyt oraz ustawieniu mebli tam, gdzie stały przed orzechową bitwą, Viktoria chwyciła Odiliona za kołnierz szaty i pociągnęła za sobą do jadalni.
Po drodze na śniadanie Draco i Alex porównywali swoje różdżki.
- To drewno głogu i włos jednorożca – wyjaśnił Malfoy, gdy Mannerheim uważnie oglądał jego broń.
- Ha, jednorożec, tak? – uśmiechnął się chłopak. – Lew też ma jednorożca, tylko z cedrem. Narzeka, że jest kiepska do czarnej magii, ale on i tak woli zabawy z alchemią niż czarnoksięstwo.
- Wszyscy uczycie się czarnej magii? – zapytał Draco, zaciekawiony. – Słyszałem, że to nieobowiązkowe.
- No nie, niezupełnie – stwierdził zdawkowo Alex. - W drugiej klasie wszyscy mają semestr czarnej magii, żeby nauczyciele mogli się przyjrzeć, nad kim warto dalej pracować, a komu odpuścić. Ale nawet jeśli Kahrman uzna, że masz talent, nie musisz się tego uczyć  - a przynajmniej nie na lekcjach. Mnóstwo ludzi po prostu doucza się z książek, choć wiadomo, że to nie to samo, co pracować z Kahrmanem. I tylko klasy czarnomagiczne mają dostęp do wszystkich tytułów w bibliotece. Ale Tori jest cudowna i czasem pożycza. No, ale jak ci się podoba moja?
Draco przesunął palcami po trzymanej w dłoni różdżce kolegi. Była grubsza i dłuższa niż jego, dość ciężka, ale gładka i dobrze leżąca w ręku.
- To jarzębina, prawda?
- Masz dobre oko – pochwalił Alex. – Tak, jarzębina i szpon hipogryfa.
- Szpon hipogryfa? – zdumiał się Malfoy. – To można z niego zrobić różdżkę?
- Jak widać na załączonym obrazku – zaśmiał się Mannerheim. – Była robiona na zamówienie, z dostarczonego rdzenia.
- Nie bardzo się na tym znam, ale to podobno niedobra metoda.
- Teoretycznie tak, ale ona nie została stworzona dla mnie – wyjaśnił Alex. – Mój dziadek zlecił jej wykonanie, kiedy stracił pierwszą… ale różdżka go nie słuchała. Zdecydował się więc na gotowy model, a tę zachował dla potomnych. Ale ani mój ojciec, ani jego siostry, ani moi starsi kuzyni nie zostali przez nią wybrani. W końcu dostałem ją ja. Wiesz, też nie chciałbym różdżki, która mi źle służy. No i przypadł mi w udziale rzadko występujący rdzeń. Choć, prawdę powiedziawszy, poza tobą i Lwem nie ma w tym pomieszczeniu dwóch takich samych rdzeni. Drzew zresztą też.
- Naprawdę? A jakie jeszcze?
- Ves ma wiąz i włos demimoza, Magnus jodłę i serce smoka, a Tori gruszkę i włos z grzywy kelpii. Każda pochodzi od innego wytwórcy, pomijając Vesperę i Lwa, bo oni mają w rodzinie różdżkarza, który zaopatruje wszystkich krewnych.
- A to dobry fachowiec?
- Jeszcze żaden von Sternberg się na niego nie skarżył, pomijając Lwa, no, ale Lew nie byłby sobą, gdyby nie ponarzekał. A Vespera jest ze swojej bardzo zadowolona, bo dzięki niej zawsze pierwsza w klasie opanowuje zaklęcia z transmutacji.
W jadalni powitały ich smakowite zapachy, które skłoniły wszystkich do szybkiego zajęcia miejsc. Według uświęconego zwyczaju, w tym pensjonacie wszyscy goście jadali posiłki razem, przy długim drewnianym stole ustawionym na środku pokoju. Wnętrze było urządzone symetrycznie – od roślinnych wzorów wyrzeźbionych na drewnianym suficie i rozstawienie mebli po dwa lustra umieszczone z obu stron kominka i dwa rzędy okien o drewnianych ramach. Nad stołem wisiała staromodna lampa, a krzesła, ustawione jak w Hogwarcie tylko przy dłuższych bokach stołu, miały oparcia w kształcie splątanych koron drzew. Symetrię burzyły jedynie zwiewne zasłony, lekko powiewające za sprawą wpadającego przez okna ciepłego wiatru.
Draco usiadł obok Vespery dokładnie w chwili, gdy przez otwarte drzwi prowadzące do ogrodu wbiegł Dejmos, a zaraz za nim pojawił się Aidan. Młody auror wyglądał na o wiele bardziej wypoczętego, niż poprzedniego dnia. Malfoy zastanawiał się, co robił na zewnątrz o tak wczesnej porze i niechcący powiedział to na głos.
- Och, on biega – wyjaśniła panna von Sternberg. – Codziennie przed śniadaniem. Alex i Lew w zeszłym roku zdeklarowali się, że będą mu towarzyszyć, ale wstali tylko pierwszego dnia.
- Mamy wakacje – zauważył siedzący naprzeciwko Alex. – To i tak zbrodnia, że śniadanie jest o ósmej, a nie, na przykład, o dziesiątej.
- Jak zaczniesz w nocy spać, zamiast siedzieć do późna nie wiadomo po co, to może kiedyś uda ci się dorównać Aidanowi formą – zauważyła dziewczyna. – Draco, mogę prosić o dżem?
Malfoy sięgnął po porcelanową miseczkę, jednocześnie posyłając Aleksowi krótkie, zaniepokojone spojrzenie. Ustalili, że nocna wyprawa pozostanie tajemnicą jej uczestników – czyżby jednak Vespera coś wiedziała?
- Ale przecież poszliśmy do łóżek zaraz po powrocie – skłamał Alex bez mrugnięcia okiem. – Najwidoczniej ta zasada się nie sprawdza.
- Miałam na myśli raczej całokształt.
Kilka miejsc dalej Odilion smarował Viktorii tosty masłem czekoladowym.
- Tylko pamiętaj, że moja porcja ma być większa niż twoja – zastrzegła panna Black.
- Ależ oczywiście, wasza orzeszkowa wysokość – odparł przymilnie von Sternberg.
Aidan przyglądał się im z lekkim uśmiechem. Po chwili przelotnie zerknął na Dracona. Malfoy przypadkiem uchwycił to spojrzenie. Nie, nie było wrogie, ani nawet niepokojące… więc dlaczego przeszedł go dreszcz?
Nonsens, pomyślał. To wszystko efekt wydarzeń wczorajszej nocy. Na chwilę wmówił sobie, że Aidan może dla niego stanowić zagrożenie i teraz ponosił konsekwencje. Nic mu nie groziło.
Aby przestać o tym myśleć, on również zaczął obserwować Viktorię i Odiliona. Von Sternberg robił dosłownie wszystko, co mu Black rozkazała. A ona zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka. Pięć razy zmieniła zdanie co do napoju, na który ma ochotę, i to zawsze wtedy, gdy już został nalany; nadprogramowe szklanki musiał oczywiście wypić Odilion. Potem zażyczyła sobie słomki, po którą chłopak pobiegł do kuchni, a gdy ją przyniósł, okazało się, że była w niewłaściwym kolorze. Pomijając podawanie jej jedzenia, kazała mu jeszcze wstać, żeby sprawdzić, czy Dejmos grzecznie zajada swoje śniadanie, a potem zanieść mu kiełbaski, „bo Dejmosek musi mieć urozmaicone posiłki”. Wszystko to robił zupełnie bez sprzeciwu i narzekania. Draco dowiedział się w międzyczasie od Vespery, że jej brat nie zawsze jest takim układnym służącym.
- Zazwyczaj tylko udaje, że słucha, a na boku obmyśla jakiś figiel – wyjaśniła. – Bywa z tym mnóstwo śmiechu, bo za nieposłuszeństwo jest kara. Nic strasznego, oczywiście, ale Magnus bywa wredny. Tyle, że Lew nigdy nie sprzeciwia się Tori. Uosobienie posłuszeństwa po prostu, co rzadko mu się zdarza w normalnych warunkach. A ona włazi mu na głowę i ma frajdę.
Temu Draco nie był w stanie zaprzeczyć. Kuzynka świetnie odnajdywała się w roli „pani”. Nie była złośliwa wobec Odiliona, za to wyraźnie testowała jego cierpliwość – chłopak nie mógł w spokoju zjeść śniadania. Pewnie dlatego zjadł wcześniej tyle orzeszków…
Zaraz, pomyślał Draco, przyglądając się uważnie von Sternbergowi. Jadł je jeszcze przed ostatecznym ujawnieniem zwycięzcy. Niby nie było w tym nic dziwnego, skoro przeżuwał coś właściwie cały czas, ale… Przypomniał sobie krótki uśmiech Odiliona tuż po odkryciu, że część orzeszków Vespery zniknęła. I jakoś wcale się nie martwił, że zebrał najmniej bakalii, choć chwilowo wszystko wskazywało na to, że trafi na służbę do Magnusa. A może on po prostu specjalnie przegrał, bo wiedział, kto wygra?
Albo sam o to zadbał
Draco zaśmiał się w duchu. Więc to taka gra.

- Co za refleks – oświadczył niefrasobliwie Alex.
Zgodnie z sugestią Vespery, entuzjastycznie popartą przez wszystkich, pół godziny po śniadaniu całe towarzystwo udało się nad pobliskie jezioro. W trakcie spaceru przez las młody Malfoy został przez swą towarzyszkę dosłownie zaciągnięty w krzaki, co dziwnym trafem umknęło uwadze jej brata. Aidan, Magnus i Alex, po krótkiej wymianie obiekcji, zdecydowali się udać, że nic nie zauważyli, więc Odilion (który przez całą drogę niósł Viktorię na barana) dopiero w miejscu docelowym odkrył cały spisek.
- Uważacie, że to jest zabawne? – zagrzmiał von Sternberg, próbując przerazić obecnych groźną miną. Jakoś nikogo nie przekonał. – Wiecie, co oni mogą teraz robić?
- Szukają nieśmiałków? – zasugerował Alex.
- Albo dyskutują o quidditchu? – dodała Viktoria.
- No wiesz? Ty też przeciwko mnie? Przecież Vespera nie ma pojęcia o quidditchu!
- Miły jesteś. Ostatnio trochę się podciągnęła, z tego, co zauważyłam.
- Wcale mnie to nie pociesza.
- Lew, weź na wstrzymanie. Sądzisz, że co mogliby zrobić w ciągu pięciu minut?
- Po pierwsze, całe mnóstwo rzeczy, a po drugie, nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa!
- Dan, jeśli kiedykolwiek będę narzekać, że moja wolność jest przez ciebie ograniczana, przypomnij mi tego głupka.
Aidan uśmiechnął się do niej.
- Skąd wniosek, że taka sytuacja mogłaby zaistnieć?
- Nieważne, jestem pewna, że Lwa nie pobijesz. Dobra, nie wiem jak wy, ale ja idę pływać. Lew, pospiesz się.
Odilion dopiero po sekundzie uświadomił sobie, co to oznacza. Odwrócił się na pięcie w idealnym momencie, by zobaczyć opadającą na trawę sukienkę Viktorii i ją samą, wskakującą w stroju kąpielowym do jeziora.
Nie byłby sobą, gdyby za nią nie pobiegł.
Draco i Vespera wrócili po kilkunastu minutach, gdy cała reszta była już w wodzie. Słońce odbijało się od błyszczącej w jego promieniach powierzchni jeziora, wzburzanej przez pływających. Odilion, z Viktorią na rękach, kręcił się wokół najszybciej, jak dał radę, podczas gdy dziewczyna machała nogami i rękami, rozbryzgując wodę, by jeszcze bardziej mu to utrudnić. Alex wydawał się uczyć Dejmosa pływać, ale psidwak nie przejawiał zbyt wielkiego entuzjazmu, o czym świadczył najdobitniej fakt, że gdy tylko dostrzegł okazję, uciekł na brzeg.
- Wracaj! – wołał za nim Mannerheim. – No chodź tu, uparciuchu, jeszcze z tobą nie skończyłem! O! – zakrzyknął, dostrzegłszy nowo przybyłych. – Patrzcie, są nasze zguby!
Słysząc go, Odilion omal nie upuścił Viktorii; powstrzymał się w ostatniej chwili.
- No, to teraz mu pokażę! – wysyczał przez zęby, zmierzając ku Malfoyowi.
- Zostajesz w wodzie – oświadczyła Black.
- Ale…
- To jest rozkaz, von Sternberg. Nie waż się stąd ruszyć.
Spojrzał na nią niepewnie, bo faktycznie jej słowa zabrzmiały jak rozkaz. Mrugnęła do niego, wystawiając koniuszek języka, co zatarło dziwne wrażenie.
- No proszę, a co my tu mamy? – Alex był już przy Draconie, i wyciągał z jego włosów zaplątany w nie zielony liść. – Na moje oko ktoś miał bliskie spotkanie z Matką Naturą. Następnym razem idę za wami.
- Nie masz zaproszenia – poinformowała go Vespera słodkim tonem. Wydawała się być w stanie ducha skrajnie odległym od tego, który aktualnie towarzyszył jej bratu.
- Ależ ja nie pójdę z wami, tylko za wami.
- Tym bardziej nie masz. Chodź, Draco…
- Nie radzę – stwierdził przezornie Magnus, dołączając do grupki na brzegu. – Lew, jak da się zauważyć, chwilowo jest w wyjątkowo morderczym nastroju, ale Orzeszkowa Królowa już nad nim pracuje, więc dajcie jej kilka minut.
- Pomogę jej – powiedziała Vespera, rozpinając pasek sukienki. – Zawsze lubiłam go podtapiać.
- To fakt – przyznał Alex na użytek Dracona, gdy dziewczyna pobiegła do wody. – On wtedy tak zabawnie kwiczy.
- Mówił, że nie będzie się już tak pieklił – przypomniał Malfoy, obserwując, jak Vespera ciągnie Odiliona za ucho z jednej strony, a Viktoria - za policzek z drugiej. – W związku z Vesperą.
- Daj spokój, musi zachować twarz – wyjaśnił Alex. – Przecież dziewczyny nic nie wiedzą o wczorajszej nocy, prawda? Gdyby nagle się uspokoił, zaczęłyby coś podejrzewać.
- Naprawdę się wczoraj bałem – przyznał Draco. Po nieprzespanej nocy spędzonej na snuciu domysłów i uleganiu dość skrajnym emocjom – od dumy z siebie po wściekłość, że tak z nim pogrywali – stwierdził ostatecznie, że powinien im o tym powiedzieć. Jak dotąd szczerość w gronie Berserkerów zdecydowanie poprawiała jego relacje z nimi, a odkąd wrócili z lasu, nie zmieniło się jego zdanie na temat tego, że to nie w porządku, tak go straszyć.
- Miałbym cię za głupca, gdyby było inaczej – odparł Magnus spokojnym tonem. – Strach bywa przydatny, bo motywuje do działania.
- Ale to słabość.
- Ludzie są z natury słabi. Siła to rzecz nabyta i nie każdemu pisana.
- Może powiesz, że jest coś, czego ty się boisz? – uśmiechnął się krzywo Alex.
- Oczywiście – odparł lakonicznie Mortensen.
- Co takiego?
- Na przykład, że zamieszkasz kiedyś w moim sąsiedztwie i będziesz codziennie wpadał po cukier.
- Jeśli już, to wpadnę poflirtować z twoją żoną.
- Jeszcze niedawno twierdziłeś, że nie zniesiesz w jej towarzystwie minuty.
- Zmieniłem zdanie.
- Masz narzeczoną, Magnusie? – zainteresował się Draco. Viktoria wspominała, że Odilion jest podrywaczem, ale o partnerkach pozostałych jej przyjaciół dotąd nie słyszał.
- Nie – wtrącił Alex. – Ale ma przepowiednię.
- Banialuki – prychnął drwiąco Magnus.
- Wcale nie – zaperzył się przyjaciel. – Bo widzisz, Draco, kilka lat temu dla hecy poszliśmy z Magnusem do jasnowidzki…
- Raczej szarlatanki – poprawił Mortensen.
- Zaprzeczasz, więc sam się trochę tego boisz. No więc, ta kobieta powiedziała Magnusowi, że ożeni się wcześnie, i będzie kochał żonę bardziej, niż ona jego. W dodatku w życiu jego żony jest inna dziewczyna, która może zepsuć ich małżeństwo, bo uważa, że nie powinno zostać zawarte. Ja osobiście obstawiam młodszą rozpuszczoną siostrę, więc jak się porządnie zakręci, to może mu się trafić milutki trójkącik.
- Nie bądź wulgarny – zbeształ go Magnus.
- Dobra, wybacz, zapędziłem się. Ale i tak przyjadę kiedyś z moją latawicą, żeby sprawdzić, czy u ciebie też się sprawdziło.
- Jaką latawicą? – chciał wiedzieć Draco.
- Miłością mojego życia, którą obiecały mi karty. Ponoć nie utrzymam jej długo w jednym miejscu, będziemy musieli ciągle się przeprowadzać, wydam na nią mnóstwo pieniędzy, które zarobię nie do końca uczciwie, ale opłaci się, bo staniemy się bardzo sławną parą. Przy tym kilkakrotnie się rozstaniemy, ale sama powtarzalność świadczy, że to tylko przerywniki. Tak mniej więcej, karty są raczej wieloznaczne.
- Innymi słowy, mało precyzyjne – uściślił Magnus.
- I tak ją kiedyś znajdę.
- Więc to, co mówiłeś wczoraj… - zagadnął Draco.
- Och! – Alex zaśmiał się. – Naprawdę cię wzięło, co? Nie martw się, nie jestem twoim rywalem. Vespera to dziewczyna na lata, trzeba się o nią starać, zabiegać, a potem dbać i kochać do śmierci. Ja nie jestem stworzony do życia rodzinnego.
- Coś jako Odilion?
- Gdzie tam. Lew tylko pozuje. Ma powodzenie, korzysta z jego uroków i ubocznych efektów, ale to wszystko jest obliczone na wywołanie w kimś zazdrości. Z opłakanym skutkiem.
- Mówisz o Viktorii? – Draco spojrzał w stronę jeziora. Do wcześniejszej trójki dołączył Aidan, który właśnie żywo dyskutował z Odilionem, którego obie dziewczęta trzymały za ramiona.
Alex kiwnął głową.
- Kocha się w niej, odkąd miał czternaście lat. A ona o tym nie wie. W ten sposób może być przy niej, żartować, że ją wykradnie Zorianowi sprzed ołtarza, a ona nie musi czuć się niezręcznie.
- Dyskutowałbym, czy chodzi tylko o żarty – stwierdził Magnus.
Draco spojrzał na niego, zaniepokojony.
- Co masz na myśli?
- Uważasz, że ta orzeszkowa rywalizacja została przeprowadzona uczciwie?
- No…Właściwie przyszło mi do głowy, że zachowywał się dość podejrzanie…
- On to wszystko ustawił. Viktoria i Vespera przywołały te orzeszki, i na pewno zabezpieczyły je przed duplikacją, inaczej nie wyszlibyśmy stamtąd do wieczora.
- Masz rację, sprawdziłem - wtrącił Alex.
- Nie ty jeden. Tak czy inaczej, dziewczyny wiedziały, ile tych orzeszków jest, i gdzie ich szukać. W końcu obserwowały to wszytko z góry. W rzeczywistości tylko pomiędzy nimi toczyła się walka o zwycięstwo. Odilionowi wystarczyło wyeliminować siostrę i zadbać, by sam miał najmniej fantów.
- No dobrze, ale kto powiedział, że Viktoria zamierzała wygrać?
- Naprawdę myślisz, że ona nosi takie imię przypadkiem? Zawsze zamierza wygrać. Do tego chce być najlepsza we wszystkim.
Draconowi przyszła na myśl Hermiona Granger, jego rówieśniczka, której nie lubił - bo urodziła się w rodzinie mugoli, a przy tym miała irytującą cechę - mianowicie, zdawała się wszystko wiedzieć i w ogóle się z tym nie kryła. To, że była przyjaciółką Pottera, tylko dolewało oliwy do ognia. Tamta dziewczyna też dążyła do perfekcji we wszystkich możliwych dziedzinach, a świadomość, że jego ulubiona kuzynka w jakikolwiek sposób jest podobna do kogoś, kogo tak nie znosił, wcale się Malfoyowi nie podobała.
- Nie zdziwię się, jeśli Tori i Lew zostaną parą, zanim on skończy szkołę – dodał Magnus.
- Teraz sam bawisz się w jasnowidza? – Alex, dostrzegłszy minę Dracona, podjął próbę przystopowania przyjaciela. – Chyba byśmy coś na ten temat wiedzieli, nie sądzisz?
- Nie mówię, że tak będzie, tylko, że się nie zdziwię.
- Mów tak dalej, a nie dostaniemy zaproszeń na ślub. A ja mam ochotę pojechać do Anglii.
- Pogadaj z Draconem, to cię zaprosi na własne wesele.
- Nie będzie miał wyjścia, bo Vespera obiecała mnie zaprosić już z rok temu.
- Dobrze by było, gdyby się jej najpierw oświadczył, nie sądzisz? Na tym etapie chłopak ma jeszcze szansę się wycofać.
- Zależy, co zaszło w tym lesie. – Alex uśmiechnął się chytrze i spod przymrużonych powiek spojrzał na Malfoya.
- Nic, o czym powinieneś wiedzieć – oświadczył Draco z pokerową miną. Szczerość szczerością, ale nawet on został nauczony podstawowych zasad przyzwoitości – a należało do nich dbanie o reputację dziewczyny, którą się interesował. Problem polegał na tym, że dobre imię Vespery nie było w tym momencie zagrożone. W przeciwieństwie do małżeństwa Viktorii i Zoriana.
Wyglądało na to, że dopiero teraz Draco zyskał prawdziwy powód do zmartwień. A miały to być po prostu miłe wakacje…

12 komentarzy:

  1. Jej, wchodzę rano tylko na sekundkę, żeby standardowo sprawdzić, czy coś jest i zaraz wyjść na praktyki, a tu niespodziewanka! No i dopiero teraz miałam czas przeczytać...Jest wesoło, sympatycznie, tylko trochę mi już akcji brakuje. Ale zawsze chciałam tak sfrunąć skądś na parasolce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak sobie ostatnio myślałam, że robi mi się z tego opowiadania obyczajówka i nic poza tym, ale na daną chwilę nie byłam w stanie wcisnąć akcji, która byłaby wiarygodna i jednocześnie interesująca. Nie może nam tu nagle wparować Zakon Feniksa, ponieważ nie ma on pojęcia o istnieniu dzieci Voldemorta, a zresztą, Dumbledore nie z tych, co najpierw rzucają zaklęcia, a potem myślą, więc jego strategia wobec Riddle'ów będzie, jak się spodziewam, bardziej subtelna. Myślę o pewnej akcji w najbliższym czasie, myślę też o zmianie scenerii i osób dramatu na parę chwil, ale czy będzie to w następnym rozdziale, nie obiecuję.Scena z parasolkami to moja ulubiona w tym rozdziale :) Taka mała przyjemność zrobiona samej sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie, co by nie było, na pewno nie będę rozczarowana ;) Pisz, jak Ci tam wena podpowiada, i pamiętaj, że jak sobie czasem pomarudzę, to dlatego żeby się tak ciągle nie zachwycać ;)Też zawsze chciałaś sfruwać na parasolce?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jak jednak będziesz rozczarowana, to dasz znać, ok? :) Nie masz pojęcia, ile rzeczy zmieniło się w tej historii dzięki uwagom Czytelników... Na lepsze, śmiem twierdzić:)Pewnie, że chciałam :) W sumie to nadal chcę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie będę miała wyjścia - studiowanie polonistyki zobowiązuje ;) Na razie jest dobrze, a podejrzewam, że może być jeszcze lepiej, więc czekam na następne rozdziały, choć to pewnie jeszcze trochę zejdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, długo się naczekałam od ostatniego rozdziału. I pewnie czekałabym dłużej, gdybym z głupia frant nie weszła na Twojego bloga.Hah, uśmiałam się przy tym rozdziale setnie, bitwa na orzeszki - pierwsza klasa. Nawiązując do powyższych komentarzy, faktycznie może mało akcji, ale czego oczekiwać, skoro są oni dość daleko od Anglii? Wieści jeszcze nie dotarły, nie ma czym się denerwować. Ale nie ma tego złego, jak to mówią mugole. Poznaję bardziej Twoich bohaterów, choć strasznie polączą mi się imiona. Zwłaszcza osób, które pojawiły się tylko wspomiane przez innych lub zaledwie raz czy dwa na chwilę. Mam problem zwłaszcza z kumplami Aidana, w ogóle nie mogę ich spamiętać. Hm, ale trudno się dziwić, to są całkiem Twoje postaci, nieznane mi z znanego na pamięć kanonu. Dlatego mnie nie przeszkadza brak akcji, muszę zaznajomić się z tematem.Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zejdzie, zejdzie, niestety wcale mi się nie podoba zarządzanie nowym blogiem... Przeniosłam sobie na próbę stary i się przeraziłam, więc, jeśli Onet zamierza mi odebrać mój szablon, na co się zapowiada, to pasuję i się przenoszę... Co trochę potrwa :(Już mam dość tych przeprowadzek... :(

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, faktycznie daleko, a potencjalne źródło wieści ma nakazane milczenie :) I, skoro zaczęłam od piątego tomu, mam do nadrobienia cztery lata, w trakcie których tworzyły się relacje między Berserkerami, a także Viktorią i jej bratem. Trochę roboty z tym jest :)Przyjaciele Aidana jeszcze się będą przewijać w trakcie opowiadania, więc mam nadzieję, że zapadną Ci w pamięć :) Ja czasem też mam problem z nowymi postaciami w opowiadaniach, ale z czasem zapamiętuję. Mam nadzieję, że z Tobą będzie podobnie :)Dziękuję bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy,pozytywny rozdział.Typowe rozmowy nietypowych ludzi,nie mogę się doczekać kontynuacji.

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha, czyżby oni naprawdę byli nietypowi? Czasami sama siebie zadziwiam, na to wygląda ;P Chciałam stworzyć normalnych, młodych, niegłupich, może trochę zabawnych ludzi, ale najwidoczniej mam dziwne standardy :)Ale jeśli się podobają, nie mam uwag. Oni są dla Ciebie i innych Czytelników, ja ich jedynie kreuję i kocham bezgranicznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak dobre opowiadania nie dają o sobie zapomnieć. Wciąż wchodzę i sprawdzam, czy przypadkiem nie wkradł się tu nowy rozdział, ale cóż, czekam. Mam nadzieję, że nie porzuciłaś Riddle'ów i wkrótce opowiesz nam o ich dalszych lasach. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Mistress Vanity3 marca 2013 01:59

    Jestem niedobra, wiem :( Zwłaszcza mając tak wiernych czytelników, jak Ty :) Ale cóż zrobić, na brak weny i brak czasu nie znalazłam jeszcze lekarstwa... Do tego wordpress jest... dziwny... nawet nie wiedziałam, że teraz trzeba zatwierdzać komentarze... :/ O szablonach wolę się nie wypowiadać...
    Jeśli ma to jakieś znaczenie, to przyznam, że po długim czasie wreszcie przysiadłam do Dziedzictwa i staram się pracować nad kolejnym rozdziałem. Nie chcę porzucać Riddle'ów, bronię się przed tym, jak mogę, i nie dam się, choćbym była jedyną osobą, która przeczyta ostatni rozdział tej historii :)

    OdpowiedzUsuń